Agata Puścikowska: Wyobraźmy sobie, że nie ma Pan żony… Szukałby Pan przez Internet?
dr Tomasz Ochinowski: – Bogu dzięki mam żonę... Nie, nie szukałbym. To złe miejsce na szukanie miłości.
Ale sieć daje początek coraz większej liczbie związków…
– Eee… Nie przesadzajmy. Nie mam badań najnowszych, ale te z lat 90. z USA, wykonane przez Edwarda Laumanna, świadczą wyraźnie, że trwałe związki nadal powstają wśród ludzi z tych samych środowisk. Nie jestem wrogiem nawiązywania znajomości przez Internet. E-maile czy grupy dyskusyjne po prostu są nowocześniejszą, nieco odmienną formą listów. Czym innym jest jednak szukanie znajomego „do pogadania”, a czym innym miłości na całe życie. W tym drugim wypadku Internet powinien służyć do pierwszego kontaktu, może być dobrym „zwoływaczem”: spotkajmy się tu i tu. Gdy związek dłużej ma charakter internetowy, może to być niebezpieczne. Znajomości przez Internet są bowiem dość płytkie. Lepiej wyjść do „realu” i zaprosić dziewczynę na spacer.
Tylko kto teraz ma na to czas?
– Ano właśnie. Ale jeśli nie ma się czasu na normalne wyjście, to kiedy się potem znajdzie czas na rodzinę, rozmowy z żoną, dzieci? Żona z mężem będą sobie słać emotikony przez gadu-gadu, zamiast mówić „kocham cię” czy „jestem wściekły”? Brak czasu nie jest argumentem za poznawaniem ludzi przez Internet. Najpierw zmieńmy priorytety, a dopiero potem szukajmy żony czy męża. Wtedy czas się znajdzie. Zakochanie, poznawanie drugiej osoby, to moment, w którym dotykamy wieczności. Przecież zakochani nie liczą czasu.
A może to uczciwsze, gdy na początku znajomości, jeszcze w świecie wirtualnym, oświadczamy: szukam żony takiej a takiej.
– A wierzy pani w internetową uczciwość? Nawet najlepsze zabezpieczenia i szczere chęci nadawcy nie wyeliminują fałszu. A jeśli nawet dobierze się „para doskonała”, to dla mnie jest jakieś… nieludzkie. Przecież poznawanie drugiego człowieka powinno zawierać jakieś niedomówienie. Gdy powstanie idealnie i… sztucznie dobrana para – taka podobna pod względem zainteresowań czy gustów, to w którym miejscu będzie się uzupełniać? Poza tym, kochając – zmieniamy się dla drugiego człowieka. Ewoluują nasze postawy i zachowania. Chcemy się stawać lepsi właśnie dla „drugiej połówki”. Natomiast w takim dobieraniu (internetowym czy choćby w biurze matrymonialnym) nie ma miejsca na tajemnicę.
Tajemnica to się zacznie po ślubie…
– Otóż to, bo dopiero wspólne życie pokaże, ile para naprawdę jest warta. Czy potrafi dostosowywać się do siebie, czy umie być elastyczna względem własnych i drugiej osoby zachowań. No i jakimi wartościami kierują się obie strony.
Powstał portal „Przeznaczeni. pl”, który ma łączyć ludzi o podobnych wartościach, katolików. Może więc to jest alternatywa dla „internetowych randek” i „miłosnych czatów”?
– Pobieżnie i wybiórczo obserwuję go już rok, od powstania. I zdania nie zmieniłem: jestem przeciwny takim inicjatywom. Kilka powodów już wymieniłem powyżej. A pozostałe to np. fakt, że twórcy, w imię „bezpieczeństwa”, żądają tysiąca danych od osób zalogowanych. Podejmują działalność subtelną – kojarzenia ludzi, pomocy w nawiązywaniu znajomości, a wymagają od użytkowników intymnych szczegółów. Poza tym portal jest płatny. Jeżeli oferujemy pomoc w imię wartości chrześcijańskich, to powinniśmy robić to za darmo. Według mnie pobieranie pieniędzy za pomoc w znalezieniu miłości przy równoczesnym odwoływaniu się do religii jest niemoralne. Jeśli już, to niech kojarzeniem par zajmują się zwykłe biura matrymonialne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
O pułapkach „miłości z sieci” mówi dr Tomasz Ochinowski