Na ringu z rakiem

Nie można się poddać. Lekarstwem jest normalność. Tak mówią młodzi, którzy wygrali walkę z nowotworem. Tak myślą ich rodzice, którzy razem z dziećmi przechodzili próbę nadziei.

To, proszę, zróbcie szybko ten zabieg, bo ja w sobotę mam zawody – Robert nie miał zamiaru przedłużać pobytu w szpitalu. Tyle tygodni treningów, a teraz jakieś medyczne czary-mary mają mu zamknąć drogę do sukcesu? Lekarze spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Robert nie rozumiał jeszcze, co oznacza nazwa, wypowiadana coraz częściej w jego obecności: przewlekła białaczka szpikowa.

Niespodziewane zawody
Robert był wtedy w szóstej klasie podstawówki, a od trzech lat trenował intensywnie karate. Właśnie wrócił z zawodów, kiedy poczuł silny ból w karku. Nie mógł podnieść ręki. Okazało się, że jest naciek, więc zrobiono mu punkcję, żeby spuścić nagromadzony płyn. Skierowano go na hematologię. – Niewiele z tego rozumiałem – wspomina. – Byłem w złym nastroju, ale tylko dlatego, że przez te zabiegi nie mogłem pojechać na kolejne zawody – mówi ze śmiechem.

Rodzicom udało się wywalczyć, żeby syn leżał w domu i codziennie dojeżdżał do szpitala. Domowa atmosfera miała pomóc przetrwać psychicznie stan oczekiwania na dawcę szpiku. Okazało się, że rodzony brat spełnia odpowiednie warunki. Przeszczep był udany i już trzy tygodnie po zabiegu Robert mógł ponownie wrócić do domu. Zaczął się proces rekonwalescencji. – Najgorsza była dieta: musiałem jeść tylko gotowane potrawy, a taką ochotę miałem często na pizzę lub coś słodkiego – opowiada z niesmakiem.

Robert przyznaje, że wiele zawdzięcza opiece w Klinice Transplantacji Szpiku Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu. – Ci lekarze są po prostu wspaniali – mówi. – Zdarzało się, że nawet po dyżurach wpadali do szpitala zobaczyć, jak się czujemy – opowiada z zapałem.

W walce z chorobą ważna okazała się siła psychiczna Roberta i... zamiłowanie do sportu. Chociaż lekarz mówił, że jeszcze za wcześnie na ruch, chłopak dosyć szybko zaczął wykonywać różne ćwiczenia. Później zaczął trenować kickboxing. – To była walka ze swoją słabością i ze zgryźliwością innych – mówi Robert. – Wiadomo, na takie treningi przychodzą twardziele, chłopaki „przypakowani”, a ja byłem mały i schorowany, więc zdarzały się docinki pod moim adresem – wspomina. Po pół roku odzyskał formę. Nawet w klasie stał się jednym z lepszych z WF-u.

– Na pewno w jakiś sposób wygrałem to życie, dlatego staram się teraz z niego korzystać – mówi Robert. – Wielu ludzi niepotrzebnie się poddaje, a chorobę trzeba też wygrać psychicznie. Praca ratownika medycznego jest też jakąś odpowiedzią na doświadczenie własnej walki o życie. – To chyba wpłynęło na wybór zawodu. Kiedyś mi ratowano życie, a teraz ja mogę to robić dla innych – twierdzi. Kiedy lekarz powiedział mu, że ma prawo starać się o rentę inwalidzką, stanowczo odmówił. – Absolutnie nie wchodziło to w grę, chciałem na siebie sam zarabiać. Są inni, którzy tych pieniędzy potrzebują.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina