Za reformę emerytalną przeprowadzoną w 1999 roku chwaliła Polskę cała Europa. Dziś już wiadomo, że były to pochwały na wyrost.
W zreformowanym, rzekomo lepszym systemie politycy zostawili bowiem dziury, przez które wyciekają nasze przyszłe świadczenia. Jeśli nic się nie zmieni, wielu Polaków na starość może zostać z pustymi rękami.
„Kto zarządza składkami wpłacanymi na przyszłe emerytury: państwo czy prywatne firmy?” – takie pytanie José Pineira, były minister pracy w rządzie Augusto Pinocheta, zadał kilka lat temu polskiemu dziennikarzowi. „Państwo” – brzmiała odpowiedź.
Ekonomista machnął ręką: „W takim razie to nie była żadna reforma”. Twórca chilijskiej reformy emerytalnej, na której wzorowała się większość krajów świata, trafił w sedno: reforma ubezpieczeń społecznych przeprowadzona przez rząd AWS w 1999 r., która na pierwszy rzut oka przypomina chilijską, w rzeczywistości nie ma z nią wiele wspólnego.
Chilijska reforma opiera się na całkowitej prywatyzacji i zdroworozsądkowym założeniu, że każdy obywatel dostanie na starość tyle pieniędzy, ile przez całe życie sobie wypracował. Zmiany wprowadzone przez ekipę Jerzego Buzka polegały na bardzo wybiórczej prywatyzacji i utrzymaniu fikcji „sprawiedliwości społecznej”, czyli założeniu, że jedne grupy społeczne mają obowiązek finansować inne.
Skąd się wzięła reforma?
Do 1999 r. mieliśmy w Polsce system ubezpieczeń społecznych rodem z bismarckowskich Niemiec, polegający na tym, że pokolenie dzieci i wnuków pracuje na emerytury ojców i dziadków. Taki system, w którym wysokość emerytur zależy od relacji liczby osób młodych (pracujących) do starych (niepracujących) miał sens w XIX wieku, kiedy średnia życia wynosiła 45 lat, a jedna kobieta rodziła nawet czwórkę, piątkę dzieci. Stracił go natomiast w wieku XX, kiedy obywatel Unii Europejskiej żyje średnio lat 76, a przeciętna kobieta rodzi w ciągu całego życia najwyżej jedno dziecko.
Już w połowie lat 90. eksperci obliczyli, że system wprowadzony przez Ottona von Bismarcka zbankrutuje najpóźniej za 35 lat. Polski rząd był jednym z pierwszych w Europie, który, jak się wydawało, zrozumiał powagę sytuacji i przystąpił do wdrażania zmian. Teoretycznie pierwowzorem rodzimej reformy emerytalnej była ta, którą w roku 1981 przeprowadziła w Chile ekipa generała Augusto Pinocheta. W praktyce polska reforma okazała się parodią chilijskiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Eliza Michalik, dziennikarka ekonomiczna i polityczna