Słowo „mundial” w języku hiszpańskim oznacza „światowy”. Nieprzypadkowo przylgnęło ono do mistrzostw świata w piłce nożnej. To przecież bodaj jedyna impreza, podczas której wszyscy ludzie na całym świecie mogą jednocześnie odczuwać te same emocje.
Co będzie, gdy polscy piłkarze wrócą do domów? Ponarzekamy trochę, a potem zasiądziemy przed telewizorami, by oglądać kolejne mecze. Oczywiście nie wszyscy, ale bardzo wielu spośród nas. Z drużyn, które będą grały o najwyższą stawkę, każdy wybierze sobie jakieś ulubione, którym będzie kibicował, byle tylko nadal brać udział w tym wielkim widowisku.
Nawet buddyjscy mnisi
Tuż przed mistrzostwami pojawiły się dwie informacje mówiące bardzo wiele o znaczeniu mistrzostw świata w piłce nożnej. Najpierw z Azji nadeszła wiadomość, że religijni zwierzchnicy zezwolili buddyjskim mnichom oglądać mundial. Zakazali tylko przesadnego okazywania emocji po strzelonych bramkach. Potem z kolei z Afryki doniesiono o burzliwych manifestacjach ulicznych rozpędzonych przez wojsko w Somalii. Niedawno doszli tam do władzy talibowie – muzułmańscy ekstremiści. Talibowie uważają telewizję za „wynalazek szatana” i zakazali oglądania mundialu. Rozżaleni i rozsierdzeni kibice protestowali przeciwko temu na ulicach. Piłka nożna pokonuje wszelkie granice. Bez względu na różnice kulturowe, wyznawany system wartości, poziom życia, wzbudza wszędzie jednakowe emocje, jest zrozumiała dla wszystkich.
Wielki reality show
Kilka lat temu w polskiej telewizji pojawił się program „Big Brother”. Jego popularność biła wszelkie rekordy. Miliony ludzi z zapartym tchem śledziły mętne wynurzenia kilku osób zamkniętych w domu z zainstalowanymi wewnątrz kamerami. Bohaterowie programu snuli się z miejsca na miejsce, całymi godzinami nic się nie działo. Mimo to na ulicach ludzie codziennie dyskutowali o tym, co poprzedniego dnia zobaczyli w „domu wielkiego brata”. Socjologowie zaczęli zastanawiać się nad fenomenem popularności tego programu. Mnie zapadła w pamięć wypowiedź jednego znajomego. „Przecież to niemożliwe, żeby oni cały czas pamiętali o tych kamerach. W końcu kiedyś zapominają i zaczynają zachowywać się naturalnie” – zastanawiał się.
Może w tym kryje się istota problemu? Ludzie chcą wierzyć, że uczestniczą w czymś, co dzieje się naprawdę. Oczywiście zarówno w „Bog Brotherze”, jak i w żadnym innym reality show tak nie jest. Twórcy programu sterują jego przebiegiem, a uczestnicy żałośnie się zgrywają. Widzowie z czasem to dostrzegają, dlatego popularność każdego z tych programów stopniowo spada. Z meczem piłki nożnej jest inaczej. Tu oglądamy dramat, do którego nikt nie napisał scenariusza. Nikt nie wie, jak się skończy. Dlatego próby „układania” meczów wzbudzają tak powszechne oburzenie. Na mundialu wszyscy mają pewność, że żadnych układów nie ma. I wszystko dzieje się naprawdę.
Wygrywa lepszy?
Oczywiście to wszystko dotyczy każdej dyscypliny sportowej. Dlaczego więc właśnie piłka nożna wzbudza największe emocje? W sporcie zwykle wygrywa lepszy. W piłce nożnej jest nieco inaczej. Można powiedzieć co najwyżej, że lepszy zespół triumfuje częściej. Ale rola przypadku jest wyjątkowo duża. Co prawda komentatorzy telewizyjni zawsze po meczu starają się „dobudowywać ideologię” do wyniku. Mówi się, że zwycięska drużyna wprawdzie cały mecz się broniła, ale „wykazała się dojrzałością taktyczną i konsekwencją”, wprawdzie oddała trzy razy mniej strzałów na bramkę niż przeciwnik, ale „pokazała stuprocentową skuteczność”.
Specjaliści chcą koniecznie udowodnić, że nic nie dzieje się przypadkowo. A tymczasem to właśnie źródło popularności piłki. Tu każdy może śnić, że, tak jak bardzo przeciętna drużyna Grecji dwa lata temu, zdobędzie złote medale. Tylko w piłce nożnej malutki Trynidad i Tobago, w którym mieszka mniej ludzi niż w Warszawie, może zremisować z potężną Szwecją, która kiedyś była nawet wicemistrzem świata.
Dlatego my też nie powinniśmy tracić nadziei. W piłce wszystko jest możliwe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa