Co zrobić, by Narodowy Instytut Wychowania nie stał się kolejną instytucją, której praca polega głównie na jałowym gadulstwie?
Instytut wychowania nie ma dobrej prasy. I trudno się dziwić, bo nazwa nie kojarzy się najlepiej. Ale decyzja o jego powołaniu już została podjęta i teraz sukces lub porażka instytutu zależą wyłącznie od tego, jak będzie on realizował swoją misję.
Złe skojarzenia są różnej natury. Jedni obawiają się, że sprawująca władzę prawica będzie administracyjnie „indoktrynować” młodzież. Inni przewidują, że zamiast konkretnych działań wychowawczych skończy się – jak to w instytutach bywa – na gadaniu. Pierwszy zarzut zostawmy na boku, bo jest absurdalny i służy wyłącznie grze politycznej. Zarzut drugi może być trafny, więc pomysłodawcy instytutu muszą nas przekonać, że jest inaczej.
Trafna diagnoza
O tym, że mamy do czynienia z kryzysem wychowania, nikogo przekonywać nie trzeba. Kryzys jest głęboki, bo dotyczy nie tylko złego zachowania, agresji i braku szacunku dla dorosłych. Wydaje się, że trwale naruszone zostały dwa fundamenty szkolnego wychowania – patriotyzm i poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne, a w ich miejsce pojawiła się co najwyżej idea „wyścigu szczurów”, pozostawiająca przegranych na łasce frustracji. Przeciętna polska szkoła (bo przecież nie każda) znalazła się w jakiejś przedziwnej próżni. Przestano o niej mówić jako o środowisku kształtującym charaktery, zamieniła się w zakład świadczący usługi edukacyjne.
O upadku tradycyjnego etosu szkoły świadczą bardzo serio prowadzone ostatnio w mediach debaty, czy po ukończeniu 18 lat młodzież ma jeszcze w ogóle jakieś szkolne obowiązki. Przy okazji rodzicom i nauczycielom odbiera się coraz więcej uprawnień, w majestacie prawa powierzając – na przykład – edukację seksualną dzieci organizacjom gejowskim. Zewsząd słychać wołanie, że brzmi już ostatni dzwonek, by się temu przeciwstawić. I właśnie instytut ma wypełnić wychowawczą próżnię. Tylko nie bardzo wiadomo jak.
Teoria i praktyka
W jego dokumentach programowych znajdujemy sporo deklaracji. Wynika z nich, że będziemy mieli do czynienia głównie z pracą intelektualną, sprowadzoną do studiów, debat i analiz. Czytamy, że instytut ma się stać „centrum wymiany i upowszechniania myśli wychowawczej”, ma szkolić, upowszechniać, promować i wspierać. I tu właśnie zapala się w wielu głowach czerwone, ostrzegawcze światełko: skąd my to znamy?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko, publicysta, współpracownik GN