Dziesięć lakierowanych, białych trumienek stanęło w rzędzie pod ścianą domu pogrzebowego na warszawskim Służewie. Maria otwierała każdą i delikatnie wkładała maleńkie ciałka, owinięte w tetrowe pieluszki.
Datę 20 października 2005 r. trzeba zapamiętać. W piękny słoneczny dzień rozpoczął się w Polsce nowy etap w walce o człowieczeństwo nienarodzonych. Dziesiątki dziennikarzy, a dzięki nim wiele milionów ludzi w Polsce zobaczyło trumienki zmarłych dzieci. Dzieci, nie: płodów!
Od dziś nikt nie może powiedzieć, że nie pochowa przedwcześnie urodzonych, zmarłych dzieci, nawet jeśli mają tylko kilka centymetrów wzrostu. A szpitale nie będą mogły zasłaniać się zmyślonym 22. tygodniem ciąży, przed którym nie wydadzą ciała dziecka i zaświadczenia o martwym urodzeniu.
– Wielu kapłanów obawiało się grzebania dzieci poronionych, zwłaszcza jeśli nie miały metryki – podkreśla ks. Maj. On sam takie dzieci chował już od 1984 r., od kiedy został proboszczem u św. Katarzyny.
Matka tysięcy dzieci
Po informacjach, że Maria Bienkiewicz, i kierowana przez nią Fundacja „Nazaret”, ma zamiar pochować kilkadziesiąt dzieci zmarłych przed narodzeniem telefon fundacji właściwie nie milkł. Maria Bienkiewicz rozmawiała z dziennikarzami, którzy pytali o szczegóły pogrzebu. Wielu było w szoku. Dziennikarka Polsatu po rozmowie z nią, powiedziała tylko: „O, Boże!”. Do Jacka Gasińskiego z telewizyjnych „Wiadomości” zgłosił się Jan Wrzesień, zajmujący się utylizacją odpadów, by opowiedzieć, jak urzędnicy wydają zgodę na mieszanie i spalanie ludzkich szczątków razem ze śmieciami.
Maria Bienkiewicz rozmawia spokojnie.
Nie zbijają jej z tropu nawet pytania, w których zawarte jest twierdzenie: „przecież to tylko płód”. Wyjaśnia cierpliwie, że takie określenia jedynie narkotyzują sumienia. Od 23 lat przez całą dobę pozostaje do dyspozycji matek, które wahają się, czy urodzić. Wiele z ocalonych dzieci zna do dziś: studiują, rozpoczynają kariery naukowe, żyją… Niektóre skrywają syndrom dziecka ocalonego – garną się do niej i tulą, jakby znały ją zawsze. Jest matką chrzestną ponad czterdzieściorga dzieci, ale uratowała tysiące.
Bienkiewicz chce, by w przyszłości Fundacja „Nazaret” mogła służyć szpitalem, w którym leczono by syndrom postaborcyjny, działałby ośrodek rehabilitacji, a obok powstałoby sanktuarium, przy którym matki mogłyby stawiać swoim zmarłym przed urodzeniem dzieciom krzyże.
Na razie po raz pierwszy w Polsce doprowadziła do zbiorowego pogrzebu dzieci zmarłych w wyniku aborcji i poronień. Jak biblijny Tobiasz, który bojąc się bardziej Boga niźli króla Sennacheryba, porywał ciała zabitych i ukrywał w swoim domu, a o północy je grzebał. Z tą różnicą, że Maria Bienkowska nikogo nie porwała, choć i jej – jak bohaterowi biblijnej księgi – grożono, że sprawą zajmie się prokurator.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb