Nic tak nie pobudza gospodarki jak zdrowa i normalna rodzina. Tymczasem rządi politycy odpowiedzialni za polską ekonomię robią wszystko, by zniechęcić do posiadania dzieci.
W Polsce pokutuje przekonanie, że to państwo lub – w innej wersji – podatnicy dopłacają do cudzych dzieci. W oficjalnych statystykach pełno jest danych o wydatkach budżetowych na dzieci. Tyle że nie sposób stwierdzić, które z wydatków ponoszonych przez rząd rzeczywiście trafiają do dzieci, a które do dorosłych. Co roku z kasy państwa i samorządów na różne wydatki związane z wychowaniem, edukacją i pomocą dzieciom przeznacza się około 45 mld zł.
Dziecko jak Maybach
Pamiętajmy jednak, że dzieci kosztują przede wszystkim rodziców. Rodzice przecież muszą (i chcą) swoje potomstwo wykarmić, ubrać, wyleczyć, gdy jest chore, i na ogół również wykształcić. Sami płacą podatki, które nie uwzględniają tego, ile osób trzeba utrzymać z pensji. Jeśli więc nie starcza jednej pensji i podejmą pracę na drugim etacie, zapłacą po prostu większy podatek. Coraz częściej bywa, że brakuje czasu dla malucha. A i tak ostatecznie wypruwamy żyły dla… fiskusa.
Przed rokiem dziennik „Rzeczpospolita” wyliczył, że zaspokojenie wszystkich potrzeb dziecka od urodzenia do ukończenia dwudziestego roku życia kosztuje rodziców w sumie aż 510 tysięcy złotych. Tyle, co luksusowy Maybach! W wersji oszczędnej – bez niani, prywatnego przedszkola, szkoły, języków, instrumentów itd. – „zaledwie” 280 tysięcy. Minimalne potrzeby wychowawcze pochłoną i tak 160 tysięcy złotych.
Podobno Belgowie mawiają: „Jedno dziecko – jeden dom”. Najpierw wypada więc przypomnieć kilka oczywistości. Po pierwsze, rodzice poświęcają na wychowanie dzieci znaczną część swoich dochodów. Coraz częściej spotyka się takich, którzy kilka lat oszczędzają, zanim będzie ich stać na potomka.
Po wtóre, obecność dzieci ma zasadniczy wpływ na niemal wszystkie decyzje podejmowane przez gospodarstwo domowe. Pod kątem dzieci wybiera się mieszkanie, kupuje takie a nie inne towary, ubezpieczenia, samochód, a nawet wybiera pracę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Sebastian Musioł