Połowa Polski żyje w biedzie. Porażające dane GUS jakoś nie spędzają snu z oczu rządzących, nie są także tematem poważnych debat publicznych. A powinny. Skutki ubóstwa dotykają przecież wszystkich. Także tych, którym dobrze się wiedzie.
Biedę można opisać językiem statystyki, wyliczyć, za ile złotych dziennie musi przeżyć rodzina, ilu ojców pozostaje bez pracy, ile dzieci jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia je w szkole. Można także pokazać polską mapę biedy, wskazać regiony szczególnie dotknięte ubóstwem. Tym zajmują się odpowiednie instytucje, i robią to rzetelnie. Ale nic z tego nie wynika. Cyfry nie robią już wrażenia, a biedy nie da się opisać współrzędnymi geograficznymi. Ona jest wszędzie.
To kryzys społeczny
Krok dalej idą socjologowie. Zadają ludziom pytania, starają się spojrzeć na biedę oczyma tych, którzy muszą się z nią zmagać na co dzień. Z otrzymanych odpowiedzi sporządzają raporty... które zwykle lądują na dnie szuflad urzędników i polityków. A szkoda, bo można z nich wyczytać parę ważnych rzeczy, pomagających zrozumieć, dlaczego w kraju, którego gospodarka się rozwija, a PKB wciąż rośnie, tak wielu ludzi cierpi ubóstwo.
To nie jest tylko kwestia braku pieniędzy. To przede wszystkim ludzka bezradność, swoiste ubezwłasnowolnienie, nieumiejętność radzenia sobie ze zmieniającą się sytuacją. To także samotność, brak wiary w możliwość odmiany swojego losu.
Wnioski z badań socjologów są jednoznaczne: bieda jest stanem ducha, dlatego nie da się jej zaradzić wyłącznie poprzez odpowiednią politykę socjalną, zwiększenie zasiłków, czy podniesienie minimalnej płacy. Polska bieda nie jest patologią, zjawiskiem marginalnym, dziedzicznym czy genetycznym. Mamy do czynienia z poważnym kryzysem społecznym, dotykającym ponad 20 milionów ludzi. Zwyczajnych, przeciętnych, zamieszkałych zarówno na wsi, jak i w mieście.
Odarci z godności
O kryzysie społecznym powinniśmy mówić nie tylko ze względu na skalę zjawiska. Bieda ma bowiem konsekwencje daleko wykraczające poza pusty portfel. Przede wszystkim oznacza wykluczenie milionów obywateli z pełnego uczestnictwa w życiu publicznym.
Dotyczy to zwłaszcza dzieci, pozbawionych szans na dobrą edukację, co w konsekwencji oznacza brak perspektyw na przyszłość. Dla ludzi chorych i starszych bieda przekłada się na większe kłopoty ze zdrowiem, na niemożność uniknięcia cierpienia. Dla ojców rodzin bieda jest źródłem szczególnej frustracji, związanej z niemożliwością wywiązania się ze swojej roli społecznej. Rodzice, bezradni wobec otaczającej rzeczywistości, przestają być autorytetem dla dorastającej młodzieży, coraz częściej szukającej wzorców na ulicy i w świecie przestępczym.
Bieda rodzi wreszcie brak poszanowania dla instytucji państwa. Staje się swoistym alibi nie tylko dla postaw roszczeniowych, ale wręcz dla łamania prawa.
Bieda odziera z godności, jakże często deprawuje, a życiowe problemy skumulowane w jednym miejscu (bloku, osiedlu) wytwarzają swoistą kulturę biedy. Coraz częściej to jedyna kultura, z jaką mamy do czynienia w tzw. Polsce B.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko