Gotowanie wody z kranu nie ma sensu. Bakterii w wodzie nie ma, a inne zanieczyszczenia są w ilościach śladowych. To wyniki przeprowadzonych w 10 miastach Polski testów kranówki.
Z badań przeprowadzonych przez OBOP wynika, że 61 proc. Polaków boi się pić wody z kranu. Prawie 60 proc. szuka alternatywy, kupując wodę mineralną w butelkach albo czerpiąc wodę do bukłaków ze źródeł oligoceńskich. Tymczasem 90 proc. wody w Polsce można pić bez obaw, że zawiera ona jakiekolwiek zanieczyszczenia biologiczne. – Jeszcze w latach 80. mieliśmy całe szpitalne oddziały biegunkowe, na których leczono osoby zatrute wodą – mówił na konferencji prezentującej wyniki badań rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar. – Teraz mamy taką samą wodę jak cała Europa – dodawał.
Smak i zapach
Polacy głównie narzekają na zapach wody kranowej. Ten parametr nie musi mieć jednak wiele wspólnego z faktyczną jej jakością. Z badań wynika, że najlepszy zapach ma woda w Zakopanem i Gdańsku. Najgorzej – wśród badanych miast – było w Krakowie i Katowicach. Z kolei katowicka (a także zakopiańska i krakowska) kranówka była najmniej twarda. Najtwardsza była woda w Gdańsku. Choć odbiorcy nie lubią twardej wody, chociażby ze względu na osad, jaki pozostawia w czajnikach czy na grzałkach (zmywarka, pralka, bojler), specjaliści przekonują, że dla ludzkiego organizmu nie ma w niej niczego groźnego. – Twarda woda, zawierająca m.in. magnez, ma dobry wpływ na działanie naszego układu krwionośnego. Badania pokazały, że tam gdzie woda jest twarda, nie ma tak wielu chorób serca – powiedziała prof. Iwona Wawer z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Inni eksperci dodają, że picie wody całkowicie pozbawionej soli wapnia i magnezu mogłoby być dla organizmu niebezpieczne.
Zapach wody wiąże się z jej smakiem. Z przeprowadzonych testów wynika, że najlepszy smak ma woda w Łodzi, Zakopanem i Gdańsku. Bez smaku jest tylko woda destylowana, czyli pozbawiona wszystkich soli. Każda inna, niezależnie czy związki chemiczne dostały się do niej w sposób naturalny (np. przy przesiąkaniu przez skały), czy też zostały dodane później (np. dezynfekujący chlor), ma swój charakterystyczny smak. Tak samo zresztą jak wody mineralne czy stołowe, które chętnie kupujemy w butelkach. Co ważne, w żadnej z badanych próbek nie odkryto przekroczenia określonych prawem norm zawartości metali ciężkich, pestycydów, związków organicznych i nieorganicznych. – W żadnej badanej próbce nie było bakterii coli ani paciorkowców kałowych – skomentowała badania prof. Iwona Wawer z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. I dodała, że próbki były pobierane w bardzo trudnym okresie od lipca do sierpnia, kiedy deszcze i upały sprzyjały rozwojowi bakterii, a powodzie zmywały z pól do rzek duże ilości związków organicznych. – Wyniki badań świadczą o tym, że krajowe wodociągi pracują bez zarzutu – stwierdziła profesor Iwona Wawer.
Co z tym gotowaniem?
W Polsce powszechnie gotuje się wodę przeznaczoną do picia. Eksperci podkreślają, że to zupełnie bez sensu, skoro nie trzeba w niej zabijać drobnoustrojów. Nie dość, że proces gotowania nie pomaga, to może jeszcze zaszkodzić. Pomijając zupełnie kwestię finansową (za prąd czy gaz potrzebny do gotowania trzeba przecież płacić), jeżeli w wodzie są jakieś szkodliwe związki, w czasie gotowania ulegną zagęszczeniu. Część wody w czasie gotowania wyparuje, a znajdujące się w niej związki pozostaną. Gotowanie nie zmienia składu chemicznego wody. – W ten sposób nie pozbędziemy się śladowych ilości różnych związków chemicznych, które są w niej obecne, bo wytwarza je nasza cywilizacja. Nie ma się co łudzić, że gotując wodę, sprawimy, że będzie smaczniejsza – powiedziała prof. Iwona Wawer.
Czy warto zatem stosować filtry? Te dobre (które są także drogie), potrafią wodę wyczyścić z „całej chemii”. Tyle tylko, że to wcale nie jest dobre. Filtry zmieniają skład chemiczny wody, a więc mogą wpływać na jej smak i zapach. Mogą na przykład wyłapać cały znajdujący się w wodzie chlor. Ale tutaj trzeba uważać. Woda bez chloru powinna być wypijana natychmiast albo przechowywana w sterylnych naczyniach w lodówce. Inaczej dosyć szybko zaczną się w niej rozwijać bakterie. W wodzie z kranu ten proces zachodzi dużo wolniej, bo znajduje się w nich chlor, który powstrzymuje albo mocno spowalnia proces rozwoju mikroorganizmów. Ten sam problem dotyczy tzw. wody oligoceńskiej. Nie różni się ona niczym od wody z kranu, poza tym, że nie zawiera chloru. Trzymanie tej wody w jasnym miejscu, w pojemnikach poza lodówką oznacza, że zarazki mogą się w niej rozwijać bez ograniczeń. A to znacznie bardziej niebezpieczne niż picie wody prosto z kranu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek