Mamy dowód, że człowiek postawił stopę na ziemiach polskich już 800 tysięcy lat temu, czyli dwa razy wcześniej, niż dotąd sądzono.
Najstarsze ślady pobytu człowieka archeolodzy znaleźli pod Cieszynem, na żwirowisku w Kończycach Wielkich. 30 metrów pod powierzchnią ziemi leżało kilkanaście kamieni, precyzyjnie obrobionych ręką człowieka.
Władca ognia
Ten człowiek wyraźnie się od nas różnił. Miał silnie pochylone czoło, za którym krył się nieco mniejszy niż u ludzi współczesnych mózg (800–1200 mililitrów u niego, a u nas średnio 1350 ml). Należał do gatunku homo erectus, z którego dopiero później wyewoluował homo sapiens. Przedtem na ziemie polskie zapuszczały się co najwyżej renifery, żubry, słonie i nosorożce. Oczywiście ich dawne formy, które trochę różniły się od dzisiejszych. Około 800 tys. lat temu pojawił się tu jednak on: dwunożna istota, lustrująca step z wysokości swojej wyprostowanej sylwetki. Istota dosyć słaba, pod względem siły nie mogąca równać się z drapieżnymi zwierzętami, a jednak mająca nad nimi przewagę. Przewaga ta polegała na tym, że ta istota już wtedy była władcą ognia. Homo erectus potrafił krzesać ogień. Dzięki temu nie tylko przyrządzał sobie jedzenie, ale też łatwiej je zdobywał. – A konkretnie, podbierał jedzenie drapieżnym zwierzętom. To znaczy robotę z upolowaniem zwierzyny wykonał kto inny, a on tylko przychodził na gotowe. Odganiał drapieżniki od ich świeżych ofiar właśnie za pomocą ognia – tłumaczy dr Jan Maciej Waga, paleogeograf z Uniwersytetu Śląskiego, współkierujący zespołem odkrywców.
Czego tu szukał homo erectus? – Zwierząt i surowca na narzędzia. Chyba zajrzał na krótko, raczej głęboko na terytorium dzisiejszej Polski nie wchodził. Tylko zorientował się, co ciekawego jest w okolicy, i wycofał się z powrotem na dzisiejsze Morawy – podejrzewa dr Waga. Pod Cieszynem łatwo było wtedy znaleźć krzemień. Wiosną tutejsze rzeki prowadziły ogromne ilości wody z topniejącego na północy lodowca. Latem wody w nich było już nawet 20 razy mniej. Na łachach leżały za to przyniesione wiosną przez rzekę kamienie, w tym krzemień. Wystarczyło go podnieść i obrobić. – Homo erectus przychodził tu latem. Było wtedy niewiele chłodniej niż dzisiaj, może podobnie jak na dzisiejszej Syberii. Spał prawdopodobnie na ziemi, bo raczej nie przebywał tu na tyle długo, żeby budować obozowiska – mówi dr Waga. Dlaczego akurat okolice Cieszyna? – Ci ludzie widzieli przejście między dwoma masywami górskimi, które się otwierało. Być może przekroczyli Bramę Morawską z ciekawości – mówi dr Eugeniusz Foltyn, archeolog, który wraz z dr. Wagą kierował zespołem odkrywców. – Właśnie dlatego homo erectus zasiedlił całą Eurazję. Bo jeśli coś można zrobić, człowiek to zrobi – dodaje.
Mózg palce lizać
W żwirowisku w Kończycach archeolodzy znaleźli narzędzia z kamieni, które nie występują w Polsce. Był to rogowiec i kwarcyt drahański z Moraw oraz opalit z północnych Węgier. – Sposobem życia tych ludzi była ustawiczna wędrówka. Dostosowali się do rytmu, w którym żyją zwierzęta. Ponieważ zwierzęta wędrują, oni też wędrowali. Tworzyli grupy nie większe niż 15–20 osób – mówi dr Foltyn. Wśród znalezionych na żwirowisku narzędzi jest ciężki, ważący 744 gramy, choppingtool, zwany też nacinakiem dwustronnym. Odkrywcy napisali, że jego kształt idealnie pasuje do dłoni, co „dowodzi bardzo dobrej znajomości zasad ergonomii (!) przez jego wytwórcę”. – Nawet duże drapieżniki nie są w stanie przegryźć kości długich dużych zwierząt, np. konia. Tym narzędziem człowiek mógł jednak rozbijać kości i wysysać z nich szpik. Rozbijał też czaszki zwierząt i wydobywał ich mózgi – mówi dr Waga. – Mózg i szpik były najcenniejszym, najbardziej energetycznym materiałem. Z badań wynika, że jedzenie szpiku i mózgu dobrze wpływało na rozwój układu nerwowego ludzi. Przy zdobywaniu pożywienia człowiek musiał współdziałać z innymi członkami grupy, co dodatkowo wpływało na rozwój – tłumaczy.
Część znalezionych narzędzi jest małych i niepozornych. Ludzie osadzali je na drewnianych albo kościanych oprawach. Niektóre są obrobione tak drobnymi i precyzyjnymi uderzeniami kamiennego tłuczka, że laikowi trudno je dostrzec; na jednym z ostrzy dziennikarz GN wyczuł zgrubienia powstałe przy obróbce tego narzędzia dopiero przez dotyk. Te kamienne narzędzia do dziś nadawałyby się do użytku. – To jest ostrze typu Quinson, do wycinania otworów w kości. Pracuje jak rylec, o tak – dr Foltyn bierze do ręki liczące 800 tys. lat krzemienne narzędzie, małe jak dwa paznokcie, i przekrawa nim leżącą na stole gazetę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak