Nie tylko w Los Angeles czy Tokio. Trzęsienia ziemi zdarzają się także w Europie. I w Polsce.
Ziemia się trzęsie, bo to, co mamy pod nogami, przypomina nieco lodowe kry na wodzie. Tymi krami są płyty kontynentalne, a „wodą” płynne czy półpłynne wnętrze naszej planety. Jedna kra na spokojnych wodach to jednak co innego niż duża ich ilość w wąskim przesmyku. Kry zderzają się, przesuwają, obracają, jedne wypływają na drugie, a inne wciskane są pod wodę. Choć to obraz przekonujący i łatwy do wyobrażenia, częściowo jest jednak niepewny.
Co się tam dzieje?
Mechanizmy powstania trzęsień ziemi są wciąż bardzo tajemnicze. Nie wiadomo, dlaczego w niektórych miejscach trzęsienia są częste i słabe, a w innych rzadkie i bardzo gwałtowne. W końcu nie wiadomo, kiedy i gdzie trzęsienie nastąpi. Wszelkie próby oszacowania tego skazane są na przynajmniej częściowe niepowodzenie, ponieważ ogromna część (o ile nie cała) naszej wiedzy opiera się na przypuszczeniach i hipotezach potwierdzanych nie tyle pomiarami tego, co jest we wnętrzu Ziemi (bo tam nikt nie dotarł), ile tego, co siły natury z tego wnętrza wypchały na powierzchnię. Oczywiście naukowcy cały czas zdobywają nowe informacje na temat budowy naszej planety, ale eksperymentalne pole działania mają mocno ograniczone.
Nawet najgłębsze wiercenia do wnętrza Ziemi przypominają raczej robienie małej dziurki w skórce jabłka niż pobieranie próbek z jego wnętrza. Czy to znaczy, że trzęsień nie da się przewidywać w ogóle? Da się to robić, ale z bardzo dużym błędem. Przewidywano także to, co stało się przed kilkunastu dniami w centralnych Włoszech. Fachowcy wiedzieli, że wstrząsy przyjdą, ale nie wiedzieli kiedy. Dzisiaj, za rok, a może za 10 lat? Czy na podstawie takich informacji można ewakuować całe miasta? Czy ktokolwiek takie ostrzeżenie traktowałby poważnie? Tym bardziej że od badaczy oczekuje się nie tylko wskazania czasu, ale i dokładnego miejsca kataklizmu. To z całą pewnością przerasta nasze dzisiejsze możliwości.
Tropienie podejrzanego
W ciągu roku trzęsień ziemi rejestruje się kilkaset tysięcy, ale duża ich część jest dla ludzi (i budynków) nieodczuwalna. Tych, które odczuwalne są bez specjalistycznych przyrządów (sejsmografów), jest ok. 8 tysięcy, a tych naprawdę groźnych – kilkanaście. Wszystkie one są wynikiem aktywności naszej planety takiej jak np. ruchy płyt kontynentalnych. Szczególnie zagrożone trzęsieniami są tereny leżące nad pęknięciami w skorupie ziemi. Najwięcej osób w sąsiedztwie groźnego uskoku żyje w Japonii. Ale zagrożeniem jest także uskok San Andreas w Kalifornii w USA. Jest to miejsce, gdzie stykają się Płyta Pacyficzna z Płytą Północnoamerykańską. Obydwie w stosunku do siebie przemieszczają się z prędkością kilku centymetrów na rok. W bliskim sąsiedztwie uskoku San Andreas znajdują się amerykańskie metropolie San Francisco czy Los Angeles (a także San Diego i Sacramento). Nieraz dochodziło tam do trzęsień ziemi. Także w Europie są miejsca, gdzie płyty litosferyczne stykają się ze sobą. Gdzie – można by powiedzieć – konkurują. Taka granica przechodzi przez sam środek Morza Śródziemnego. Inne – całe szczęście nieaktywne – pęknięcie przechodzi przez Polskę po przekątnej od północnego zachodu do południowego wschodu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek