Komputery osobiste już mamy. Teraz czas na osobiste statki powietrzne.
Jan Kowalski mieszka w Katowicach. Wstaje co rano o godz. 7.00. O godz. 8.00 wychodzi z domu do pracy. Idzie do garażu, wyjeżdża stamtąd swoim pojazdem. A o godz. 9.00 jest już w pracy w... zatłoczonym centrum Warszawy, prawie 300 kilometrów od domu. Niemożliwe? Teraz rzeczywiście jest to raczej niemożliwe. Owszem, można polecieć z Katowic do Warszawy prywatnym samolotem, ale oznacza to uzależnienie od sieci lotnisk. Dojazd z domu do lotniska startowego oraz z lotniska docelowego do miejsca położonego w zatłoczonym centrum stolicy też zabiera niemało czasu. Helikopter nie jest tak uzależniony od lotnisk, ale jest znacznie droższy i wolniejszy od samolotu. Może by więc skrzyżować samolot z helikopterem? – pomyśleli konstruktorzy z teksańskiej firmy Carter Aviation Technologies. Pracują oni nad prototypem osobistego pojazdu powietrznego 2+2 PAV (Personal Air Vehicle). Powinien być gotowy do pierwszego lotu jeszcze przed końcem bieżącego roku.
Trochę samolot, trochę helikopter
2+2 PAV ma mieć wirnik nośny na dachu kabiny, ale także zwykłe śmigło pchające, umieszczone za kabiną, mieszczącą pilota i trzech pasażerów. Do tego dochodzi ogon i rozkładane skrzydła. Taka maszyna będzie startować pionowo jak śmigłowiec, lecieć poziomo równie szybko jak samolot (teoretycznie aż do 775 km/h) i zmieścić się w stosunkowo niedużym, przydomowym hangarze. Ma mieć zasięg ponad 1650 km, ale gdyby zaczęło brakować paliwa, mogłaby wylądować na parkingu obok zwykłej stacji benzynowej, samodzielnie podjechać pod dystrybutor, zatankować benzynę i... pofrunąć dalej! Wygląda to wszystko jak bajka, ale jeśli technologia PAV się upowszechni, być może problem budowy sieci autostrad zniknie.
Latający ford T?
A mówiąc poważniej: 2+2 PAV nie będzie raczej latającym odpowiednikiem forda T, który zmotoryzował Amerykę, ale może stać się czymś więcej niż tylko ciekawostką. Projekt firmy Carter ma na to szanse, bo – po pierwsze – trafia w potrzeby potencjalnych użytkowników, po drugie – od kilku lat trwają próby w locie maszyny, będącej demonstratorem tej technologii, a po trzecie – w program zaangażowane jest finansowo amerykańskie wojsko. Mogłoby ono używać małych, bezzałogowych wiatrakowców rozpoznawczych i potężnych jak transoceaniczne odrzutowce wiatrakowców transportowych czy ratowniczych. Firma Carter twierdzi, że jej technologia daje takie możliwości.
Ile to będzie kosztować?
– Nie mamy pojęcia – przyznają przedstawiciele Cartera, ale zakładają, że ich osobisty wiatrakowiec będzie tańszy niż śmigłowiec i około 15 proc. droższy od porównywalnej wielkości nowoczesnego samolotu z silnikiem tłokowym, np. firmy Lancair. Sprawdziłem na jej stronie internetowej: czteroosobowy Lancair IV kosztuje od 320 tys. dolarów. Z tego wynika, że produkt Carter Aviation Technologies będzie kosztował ok. 370 tys. dolarów, czyli ponad milion złotych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała