Bezpieczeństwo czy prywatność? To bodaj największy dylemat XXI wieku.
Gdy 11 września 2001 roku w dwie wieże Światowego Centrum Handlu (World Trade Center – WTC) na Manhattanie w Nowym Jorku uderzały samoloty pilotowane przez terrorystów, nikt nie zdawał sobie sprawy, że trzeba będzie na nowo zdefiniować takie pojęcia jak „bezpieczeństwo” i „prywatność”.
I działa, i nie działa
Podobno aby było bezpiecznie, musi być mniej anonimowo. Przynajmniej w dużej ludzkiej zbiorowości. Odpowiednie służby powinny mieć pełniejszy dostęp do informacji o każdym obywatelu, a dokumenty identyfikacyjne (paszport, prawo jazdy czy dowód osobisty) powinny zawierać „niepodrabialne” dane. Taką receptę podają ci, którzy są odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo. Czy tak jest w istocie? To wołanie o odkrywanie coraz to nowych obszarów naszej prywatności to raczej oznaka bezsilności. Przykład? Proszę bardzo. CAPPS (Computer-Assisted Passenger Prescreening system) od 1990 roku – jako jeden z pierwszych tego typu systemów – „skanował” ludzi na amerykańskich lotniskach. Czy był skuteczny? Odpowiedzi są dwie – i tak, i nie. Tak, bo wszyscy terroryści, którzy wsiedli do samolotu, który następnie rozbili o budynek Pentagonu, zostali wyselekcjonowani do dodatkowej kontroli przez system CAPPS. Nie, bo po wspomnianej kontroli, na lotnisku Washington Dulles International, wszyscy zostali wpuszczeni na pokład maszyny. Pracownicy kontroli nie znaleźli żadnych argumentów, by ich zatrzymać. System CAPPS automatycznie skanował przynajmniej kilka – zupełnie niezwiązanych z podróżą – baz danych. Dane podatkowe, kroniki policyjne, ruch na rachunkach giełdowych, czy używanie karty kredytowej. Okazało się, że to za mało. Gdy w 2004 roku zwolennicy CAPPS chcieli, by system miał dostęp do danych medycznych oraz obejmował nie tylko USA, ale wszystkie kraje mające z USA bezpośrednie połączenia lotnicze – system zamknięto. Jego zwolennicy nie potrafili odeprzeć miażdżącej krytyki o gwałcenie prawa do prywatności. Zamknięto także następcę CAPPS – system Secure Flight.
Gdzie ustalić granicę?
Jakiego typu dane mogą być zbierane i przetwarzane przez odpowiednie służby? Problem być może byłby łatwiejszy do rozwiązania, gdyby sposób przechowywania i przetwarzania prywatnych – często wręcz intymnych – danych był bardziej odpowiedzialny. I znowu sprzeczność. Po to, by jakikolwiek system bezpieczeństwa był skuteczny, musi on być rozbudowany. Ogromne programy komputerowe muszą mieć stały dostęp do wielu różnych baz danych, sporządzanych na różne potrzeby przez różne służby (policja, służby podatkowe, służby celne, wywiad, ale także banki, kasy chorych czy nawet firmy telefoniczne czy energetyczne). Im bardziej rozbudowany system, tym więcej osób ma do niego dostęp, i z jednej strony tym łatwiej wprowadzić do niego informacje fałszywe, a z drugiej tym łatwiej wyprowadzić na zewnątrz informacje tajne. W efekcie ktoś, komu zależy na zmyleniu systemu, poradzi sobie, tym łatwiej, im bardziej jest on skomplikowany. Z kolei dane „zwykłego”, niemającego nic do ukrycia, obywatela są narażone na niebezpieczeństwo. Tym większe, im bardziej skomplikowany jest system. W skrócie, im bardziej chcemy się ochronić, tym bardziej ułatwiamy życie „ludziom niegodnym” i tym łatwiej udostępniamy prywatne dane osób „Bogu ducha winnych”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek