Naukowcom udało się częściowo odtworzyć wymarły przed kilkudziesięcioma laty gatunek. Co to znaczy częściowo?
Co to jest: wygląda jak pies, z umaszczenia przypomina tygrysa, ale młode nosi w torbie tak jak kangur. Takie zwierze naprawdę istniało. To wilk workowaty – inaczej zwany tygrysem tasmańskim. Choć ostatni osobnik padł w niewoli w 1936 roku, przed kilkoma tygodniami australijsko-amerykański zespół badaczy poinformował, że nie dość, że udało mu się wyizolować pewne fragmenty DNA wymarłego zwierzęcia, to na dodatek w pewien sposób go ożywić.
W poszukiwaniu kodu
Wilk workowaty wymarł stosunkowo niedawno, ale bardzo trudno dostać się do jego materiału genetycznego. Istnieje wiele zakonserwowanych jego szczątków, ale w przeważającej większości umieszczono je w formalinie. Tymczasem ten związek ścina białko. Nie ma najmniejszych szans, by ze szczątków zakon-serwowanych w formalinie wydobyć coś więcej niż poszatkowane krótkie fragmenty DNA. Naukowcom udało się jednak wyizolować fragment DNA, który w genie Col2A1 przechowywał przepis na budowę chrząstek zwierzęcia. Następnie ten kawałek wszczepiono do mysiego embriona i… okazało się, że w myszy zaczęły powstawać chrząstki „według przepisu” zwierzęcia od dawna już nieżyjącego. Skąd wiadomo, że zadziałał DNA wilka? Naukowcy do wyizolowanego DNA dołączyli fragment, który powodował, że nowo powstałe chrząstki stawały się niebieskie. Jeżeli w rozwijającym się embrionie – mówili badacze – chrząstki będą przezroczyste, będzie to oznaczało, że to chrząstki mysie. Jeżeli natomiast niebieskie, będzie to jasny znak, że… wilcze. Udało się. Po wszczepieniu króciutkiego fragmentu DNA do embriona myszy w bardzo wczesnej fazie rozwoju jej chrząstki stały się niebieskie. To pierwszy w historii przypadek, kiedy – choć w bardzo ograniczonym stopniu – udało się odtworzyć wymarły gatunek. Wilki workowate żyły w Australii i na Nowej Gwinei. Pod koniec XIX wieku występowały już tylko w Tasmanii, wyspie na południe od Australii. Były duże. Długość ich ciała mogła przekraczać 150 cm. Wyginęły, bo europejscy osadnicy zaczęli na nie polować. Technika, jaką zastosowali badacze z Uniwersytetu w Melbourne i Uniwersytetu w Teksasie wzbudza duże zainteresowanie. Choć wiadomo, że nie można liczyć na przywrócenie do życia wilka workowatego, można ją zastosować do innych gatunków zwierząt. Warunkiem koniecznym jest to, by materiał genetyczny takiego kandydata na ożywienie był dobrze zachowany. Im lepiej, tym większa szansa, że operacja się powiedzie.
A co z mamutami?
W komentarzach, jakie pojawiły się po opublikowaniu badań, w kontekście odtwarzania wymarłych zwierząt bardzo często mówiło się o mamutach. Choć wyginęły kilkanaście tysięcy lat temu, ich kod genetyczny jest bardzo dobrze zachowany. Na australijsko-amerykańskie badania można też spojrzeć od innej strony. Proces wymierania zwierząt jest czymś zupełnie naturalnym. Po to, by kiedyś mieć szansę przywrócenia ich do życia, wystarczy dzisiaj pobrać i dobrze za-konserwować ich DNA. Badacze właśnie pokazali, że gdy tylko kod genetyczny jest kompletny, ożywienie wymarłych gatunków staje się coraz bardziej prawdopodobne. To już nie jest science fiction.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek