Brytyjskie Towarzystwo Astronomiczne po raz kolejny zrobiło pomiary zanieczyszczenia nieba... światłem.
Ze wcześniej przeprowadzonych badań wynika, że w ciągu lat dziewięćdziesiątych na Wyspach Brytyjskich o prawie 30 proc. zmniejszyła się powierzchnia kraju, na której noce są ciemne. Ciemne niebo staje się luksusem.
Niebo bezgwiezdne nade mną
Oświetlone latarniami i neonami miasta, drogi, autostrady czy obiekty przemysłowe – to wszystko powoduje, że coraz trudniej jest obserwować gwiazdy. Gwiazdy są obiektami ledwie widocznymi. Nawet w doskonałych warunkach ich obserwacja jest możliwa nieuzbrojonym okiem dopiero po dłuższej chwili przyzwyczajenia do ciemności. Wtedy na nocnym niebie można zobaczyć nawet 6000 świetlnych punkcików. W praktyce bardzo trudno znaleźć miejsce, gdzie będzie to możliwe. Światło emitowane przez latarnie czy duże osiedla ludzkie jest rozpraszane na cząsteczkach powietrza, pary wodnej czy zanieczyszczeń atmosferycznych (aerozoli) i powoduje, że obserwacje stają się bardzo utrudnione. W centrach dużych miast z trudem można dostrzec księżyc w pełni.
Brytyjscy astronomowie ocenili, że jeżeli sytuacja nie ulegnie poprawie, mniej więcej połowa Brytyjczyków już nigdy nie zobaczy galaktyki Drogi Mlecznej, a z 12 „horoskopowych” konstelacji zupełnie niewidocznych jest pięć. Kilka tygodni temu badacze przeprowadzili kolejne pomiary. Prawie 2000 Brytyjczyków poprosili o zliczenie gwiazd, jakie znajdują się w konstelacji Oriona. Gdy niebo jest ciemne, można ich naliczyć bez pomocy lornetki czy lunety około 50. Tymczasem z pytanej grupy ludzi zaledwie 40 osób (2 proc. ogółu) potrafiło naliczyć ich więcej niż 30. Ponad połowa stwierdziła, że widziała więcej niż 10. Pomiary powtórzono dwa razy w dogodną, bezksiężycową noc.
Lampy w kapturkach
Jasne niebo nocą jest także zmorą profesjonalnych podglądaczy gwiazd. Obserwatoria astronomiczne często budowane były na obrzeżach miast. Teraz, gdy metropolie się rozrastają, położone niegdyś na uboczu ośrodki naukowe zostają wchłonięte, znajdują się w dzielnicach peryferyjnych. Ale kłopoty mają nawet te obserwatoria, które leżą poza miastami. Łuna światła, jaką wytwarza duże miasto, bardzo utrudnia uprawianie nauki. Dzięki zdjęciom satelitarnym, na których z łatwością widać nawet najmniejsze źródła światła, udało się ustalić, że, oprócz dużych metropolii, nocne niebo bardzo zanieczyszczają rozjazdy autostrad.
To tam umieszczane są najsilniejsze lampy na wyższych niż gdzie indziej słupach. I to właśnie od oświetlenia ulic, chodników i parków postanowiono rozpocząć przywracanie ciemności nocą. Przy tym nie chodzi o to, żeby całe miejskie oświetlenie wyłączyć. Wystarczy je odrobinę zmodyfikować, tak by latarnie uliczne świeciły jedynie w dół. Założenie od góry na lampy „kapturków” znacząco zmniejsza zanieczyszczenie nocnego nieba, a równocześnie zwiększa ilość światła padającego na grunt. Teraz może się okazać, że to całkiem niezły sposób na oszczędność energii. Lampy z „kapturkami” pochłaniają bowiem mniej energii. Już kilka lat temu Brytyjska Agencja Autostrad na próbę zgodziła się w ten sposób zmodyfikować 150 000 lamp. Innym pomysłem jest automatyczne przyciemnianie oświetlenia ulicznego w późnych godzinach nocnych. Także to oznacza duże oszczędności.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek, doktor fizyki, dziennikarz naukowy, stały współpracownik Radia eM