Chciej mieć sumienie!

Bóg „umieścił oko swoje w naszym sercu, aby wielkość swoich dzieł nam ukazać” (por. Syr 17,8). To oko pozwala nam rozpoznać, co jest dobre, a co złe niezależnie od tego, że nie możemy czegoś znać z własnego doświadczenia. W kontekście nauczania w przypowieściach Pan Jezus wołał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! (Mk 4,9). Aby widzieć i słyszeć, trzeba tego chcieć.

Każdy nosi we własnym sercu tajemnicę Bożego słowa. Mówiliśmy już o tym w kontekście poznania ogólnych, uniwersalnych prawd przyrody i praw logiki. W tym kontekście św. Augustyn pisał o „wewnętrznym Nauczycielu”, który nam mówi, co jest dobre i prawdziwe, a co nie. Święty Augustyn uważa, że jest nim odwieczny Logos, Syn Boży, natomiast wydaje się, że jest nim Duch Święty, o którym Pan Jezus powiedział, że jest „Duchem Prawdy, który doprowadzi nas do całej prawdy” (zob. J 16,13). Ponieważ jednak nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe… z mojego [tj. od Chrystusa] weźmie i wam objawi (J 16,13.14) tak, czy inaczej chodzi jednak o prawdę objawioną nam przez odwieczny Logos. Jednak św. Augustyn mówi o owym wewnętrznym nauczycielu raczej w kontekście uniwersalnej wiedzy przedmiotowej, a w naszym życiu wpierw i przede wszystkim chodzi o życie. Ważniejsze dla nas są praktyczne decyzje odnoszące się do wyboru postaw i zachowań, dlatego należałoby raczej mówić o sumieniu, które jest egzystencjalne i odnosi się do życia. Wewnętrzny Nauczyciel może być jakimś wymiarem tajemnicy sumienia, podobnie jak prawda intelektualna jest jedynie pewnym wymiarem prawdy egzystencjalnej.

Zazwyczaj kiedy mówimy o sumieniu, myślimy o sumieniu moralnym i jego działaniu w odniesieniu do czynów moralnych. Natomiast jest to jedynie jeden z wymiarów działania sumienia i to raczej ten prostszy, bo dodatkowo wspomagany przez Prawo Boże i nauczanie Kościoła. Natomiast w istocie w zagadnieniu rozeznania chodzi o życie, o wybory egzystencjalne, pomiędzy którymi nie ma różnicy na zasadzie dobra lub zła moralnego, ale nasz wybór wyznacza nasze miejsce w życiu i jego sens. Jeżeli weźmiemy np. klasyczne zagadnienie: życie w małżeństwie, czy w zakonie, to przecież obie drogi są dobre moralnie, ale nie do pogodzenia jednocześnie. Można albo żyć w rodzinie, albo we wspólnocie zakonnej. Nie można powiedzieć, które powołanie jest „lepsze”, jednak dla nas istotne jest to, jaka jest wola Boża w odniesieniu do nas: czy mamy się żenić, czy pójść drogą powołania zakonnego? Podobnie zresztą, gdy już wybierzemy nasze powołanie, to z kim się mamy ożenić lub do której wspólnoty zakonnej mamy wstąpić? Tutaj także nie ma możliwości małżeństwa z dwoma kobietami naraz lub wyboru dwóch różnych wspólnot jednocześnie. Nasz wybór nas określa, buduje naszą tożsamość. Wybierając coś, wybieramy w istocie siebie. Ma to charakter egzystencjalny, natomiast moralność jako zobowiązanie wynika z tego egzystencjalnego wyboru. Pytanie dotyczy zatem tego, jaka jest wola Boga w odniesieniu do nas, co chce, byśmy wybrali i w ten sposób podjęli określoną odpowiedzialność, która nas dalej moralnie zobowiązuje.

W rozeznaniu, podobnie jak w każdym poznaniu, mamy do czynienia z dwoma elementami: z jednej strony dochodzącymi do nas znakami, informacjami, słowami, dostrzegalnymi owocami, efektami działania…, a z drugiej strony wewnętrznym głosem, który nam coś na ten temat mówi. Kiedy pomiędzy tymi dwoma elementami: z zewnątrz i od wewnątrz dochodzi do współbrzmienia, a my je przyjmujemy i uwewnętrznimy w sobie, uzyskujemy przez to poczucie sensu. Gdy ponadto przyjęta prawda dotyka naszego serca, otrzymujemy nową tożsamość. Następuje zrodzenie naszego „ja”, które jest odpowiedzią na odkrytą prawdę. O takim zrodzeniu przez słowo prawdy mówi św. Jakub w swoim liście: Ze swej woli zrodził nas przez słowo prawdy, byśmy byli jakby pierwocinami Jego stworzeń (Jk 1,18). W naszym życiu w istocie o takie zrodzenie chodzi. „Słowo prawdy” w tym przypadku należy rozumieć bardzo szeroko, nie tylko jako słowo wypowiedziane przez kogoś, ale wszystko, co niesie w sobie przesłanie związane z prawdą.

Schemat zrodzenia ze słowa można przedstawić graficznie następująco:

Sumienie, łac. conscientia, znaczy właściwie „wspólnie wiedzieć”. Wskazuje ono zatem na wewnętrzną wiedzą razem „z kimś”. Z kim ta wiedza? Klasycznie mówi się, że sumienie jest głosem Boga w naszym sercu. „Wiem razem” z Bogiem, to znaczy wiem w istocie, jaka jest wartość mojego czynu, moich myśli itd. Może to dziwić, skoro najczęściej pytamy, co jest dobre, a co nie jest dobre? Czyli szukamy odpowiedzi, radzimy się, a więc nie wiemy. Jednak w sumieniu pojawia się nagle „wiemy”! Wydaje się, że można doświadczyć tego paradoksu wówczas, gdy mamy zamiar zrobić coś moralnie wątpliwego albo już to zrobiliśmy i wówczas rozpoczyna się w nas wewnętrzny dialog, w którym staramy się uzasadnić sensowność naszego postępowania: „muszę to zrobić”, „inaczej się nie da”, „takie jest życie”, „inni tak samo robią”… Im bardziej się usprawiedliwiamy, tym bardziej widać, że jednak wiemy, iż jest to niesprawiedliwe. Sumienie bowiem milczy, jak to pisał ks. Józef Tischner, ale „z milczenia sumienia rośnie wina lub dobra wiara człowieka”. Ten wewnętrzny spór z sumieniem ukazuje istniejący w nas dialog, który jednak chcielibyśmy zagłuszyć. Czasem się to udaje na jakiś czas, ale ostatecznie sumienie się wcześniej, czy później odezwie. Jednocześnie nasze „zwycięstwo” nad głosem sumienia pokazuje, że Bóg nie zmusza nas do niczego, ale jedynie apeluje do sumienia: Chciej mieć sumienie!

Jeżeli możemy powiedzieć Bogu: „Nie!”, to znaczy, że nie jesteśmy do niczego zmuszeni, jesteśmy naprawdę wolni w sensie formalnym. Ta wolność jest jednocześnie znakiem pozwalającym nam odróżnić sumienie od innych wewnętrznych głosów, które także w nas się pojawiają. Niestety bardzo często mylimy je z głosem sumienia. Często nawet utożsamia się sumienie z superego, co jest całkowitym nieporozumieniem, gdyż sumienie jest w pewnym sensie całkowitym przeciwieństwem superego. To ostatnie wywołuje reakcje powodowane działaniem systemu kar i nagród, czyli pewnej presji, która nas gnębi. Podobnie jak w przypadku kompleksów, natręctw, pożądliwości… Natomiast sumienie nie jest opresyjne. Ulegając presji, nie czujemy się komfortowo, pozostaje w nas pewien niesmak i poczucie porażki. Podobnie z pokusą, kiedy jej ulegamy, daje nam więcej lub mniej chwilowego zadowolenia, ale po niej pozostaje niesmak, a nawet wstręt do siebie. Natomiast gdy poddajemy się głosowi sumienia, pojawia się zaskakujące dla nas poczucie zrealizowania, pokój i radość. Czujemy, że jesteśmy sobą. Widzimy, że również wewnętrzne głosy jesteśmy w stanie najlepiej rozpoznać po owocach. Okazuje się, że na każdym etapie i poziomie poznania owoce są niezastąpione.

To paradoksalne poczucie tożsamości pojawiające się po naszej „klęsce” wobec milczącego głosu sumienia, wiąże się z misterium naszego stworzenia na obraz i podobieństwo Boga. Tutaj spotykamy podobną strukturę myślenia jak przy pytaniu: Co naprawdę jest nasze? Doszliśmy do tego, że naprawdę nasz jest udział w królestwie Bożym, a tutaj na ziemi naszymi prawdziwie są wszystkie wybory, które nam ten udział dają. Jesteśmy zatem w dziwnej sytuacji: będąc tutaj na ziemi, nie jesteśmy sobą, bo to, co tutaj mamy, nie jest nasze, ale jedynie dane nam na jakiś czas. Natomiast prawdziwie nasze jeszcze nie jest nasze w pełni. Tę dziwną sytuację chrześcijan opisał św. Jan:

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. 2 Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3,1n).

Już jesteśmy, choć jeszcze nie! Nasze jest ciągle przed nami. Podobnie jest w naszej relacji do sumienia. Nasze okazuje się coś, co jest z Boga, a nie „z nas”. Gdy usłuchamy głosu sumienia, realizujemy siebie, choć wydaje się jak gdybyśmy w tym działaniu zaprzeczali sobie, swoim pragnieniom. Tutaj także okazuje się, że nie jesteśmy sobą, ale się sobą stajemy, wybierając to, co jest z Boga.

Podobnie jak o superego można powiedzieć o innych wewnętrznych głosach, które starają się wymusić na nas jakieś działanie lub postawy, że nie są sumieniem, a jedynie pod sumienie się podszywają. Trafnie stwierdzenie ks. Józef Tischner, że „sumienie nie gada”, że nie wchodzi w spory, nie bierze udziału w targowisku myśli, sporów…, ale milczy, daje nam kryterium odróżnienia sumienia od innych głosów wewnętrznych. Jednocześnie milcząc, sumienie mówi więcej i głębiej niż jakakolwiek gadanina.

Kiedyś zastanawiając się nad naszą wewnętrzną strukturą, wyobraziłem sobie ją w kształcie odwróconego stożka. Jego wierzchołkiem byłoby nasze „ja”, a powyżej kolejne warstwy: duchowa, psychiczna, zmysłowo-cielesna. Jednak dalsza refleksja uświadomiła mi, że „ja” nie jest samodzielnym fundamentem całej struktury. Ono samo jest misterium i rodzi się z Bożego wezwania. Pamiętając z geometrii analitycznej, że stożek nie kończy się na wierzchołku, lecz przechodzi na drugą stronę rozszerzając się ku dołowi, dorysowałem ten dół. Samo „ja” stało się w ten sposób punktem, który jest przejściem pomiędzy jedną i drugą częścią stożka, czyli raczej nie punktem, ale rodzajem zwężenia, jak np. w klepsydrze, w której piasek przesypuje się z góry w dół. Oba rozszerzenia zmierzają ku nieskończoności: w górę i w dół. Ten dolny stożek reprezentuje nieskończoność Bożą obecną w nas, a górny nieskończoność świata przed nami. Te nieskończoności są dla nas przerażające i chcielibyśmy szczególnie tę z dołu zasypać, by można było twardo stanąć na dnie. Takie działanie faktycznie podejmujemy, zagłuszając sumienie, świadka owej nieskończoności w naszym wnętrzu, aby uzyskać „spokój” i pewność siebie w działaniu zgodnym z naszym pragnieniem.

Nasze „ja” jest w istocie odpowiedzią na wezwanie. Głębia tej odpowiedzi, a tym samym głębia naszego „ja”, zależy zasadniczo od głębi usłyszanego wezwania. Dopiero gdy dochodzi do nas wołanie z owej nieskończoności Boga, prawdziwie możemy stać się sobą, dzieckiem Bożym będącym obrazem samego Boga i Jego nieskończoności. Jest to przerastające naszą wyobraźnię wezwanie, którego nie możemy zagłuszyć. Usłyszenie go i pełna odpowiedź na nie staje się owym drugim etapem stworzenia zamyślonym od początku przez Boga. Żeby do tego doszło, nie możemy zagłuszać sumienia, nie możemy „zatykać” owego prześwitu w nieskończoność. Święty Augustyn powiedział, że „Bóg jest bliżej mnie, niż ja sam siebie”. Ta wypowiedź wyraża misteryjną obecność nieskończonego Boga w nas. Stworzenie nas na obraz i podobieństwo Boga wyraża się między innymi w tym, że tajemnica Boga jest w nas obecna. Stąd jedynie Bóg może zaspokoić nas w naszym istnieniu, jedynie w dynamizmie życia, jaki jest w Bogu, możemy siebie samych zrealizować. Nieustanne otwarcie na to Boże wezwanie oznacza życie w Duchu Świętym, Tym, który nas prowadzi do „poznania całej prawdy”.

Fragment książki "Rozeznanie duchowe"

Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.

« 1 »
TAGI:

Włodzimierz Zatorski OSB