Elektroniczny tłumacz potwierdził nasze ograniczenie.
Jechaliśmy z kolegą za granicę, chcieliśmy zarezerwować hotel. Nic prostszego – powie ktoś. Niby tak. Wystarczy wpisać swoje dane do formularza, wysłać go przez Internet i czekać na odpowiedź. Ale tu zaczynają się schody. Hotel przysyła nam długi elaborat w obcym języku. Fakt, uczyliśmy się kiedyś tego języka, ale to było dawno, a nie mamy czasu, by siedzieć przed ekranem ze słownikiem i sprawdzać co drugie słowo. Wtedy z pomocą przychodzi nam elektroniczny translator. Wrzucamy do niego cały tekst, klikamy raz i już na ekranie pojawia się piękne tłumaczenie.
Pierwsze słowa wprawiają nas w niemałe zakłopotanie. „Potwierdzamy wasze ograniczenie” – rozumiemy, że nasz angielski trochę kuleje, ale żeby od razu tak zwracać się do klienta! Na szczęście dalej jest już nieco lepiej: „Kiedy wy przybywacie po 19.00 sprawiać przyjemność (proszę)”. Skoro pan prosi, to sprawimy przyjemność, tylko jak? „Sprawiać przyjemność (proszę) płacą komorne”.
No tak, materialiści z Zachodu! I jeszcze grożą nam: „Poszczególna osoba używać będzie oskarżany następujący indywidualne mierniki na każdym płaskim”. Nie dość, że sprawiamy im przyjemność, to jeszcze chcą nas oskarżać. Gdyby chociaż chcieli to robić na niektórych wypukłych, ale żeby na każdym płaskim? W głowie się nie mieści. Już lepiej pojechać w Polskę i znaleźć jakiś mały, tani hotel. Powiedzmy: w Tczewie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
szach