Od kilku tygodni trwa artyleryjski ostrzał konstytucyjnych zasad, określających wzajemne relacje Kościoła i państwa.
Lewicowi politycy, wykorzystując konflikt wokół krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, z dużą pewnością siebie przekonują, że narusza on zasady demokratycznego państwa świeckiego, jakim jest Polska. Innymi słowy, choć brzmi to groteskowo, uważają, że zarówno ten krzyż, jak i inne stojące w przestrzeni publicznej – na placach czy przy drogach – są nielegalne. Bo naruszają konstytucję. Dobrze, że wykazali się pewną powściągliwością i nie zgłosili postulatu aresztowania krzyży. No bo skoro są nielegalne…
Lewicowi politycy nie mają racji. Przydrożne krzyże są jak najbardziej legalne, a na straży ich legalności stoi Konstytucja (więcej na str. 16–19). Nie jest ona tworem doskonałym, ale akurat w dziedzinie relacji państwo–Kościół niczego nie można jej zarzucić. Dobrze strzeże interesu i państwa, i wierzących. Pohukiwania lewicowych polityków nie zmienią teraz zapisów konstytucji.
Tym niemniej mogą być groźne w przyszłości. Znajdą się bowiem tacy, którzy nabiorą wątpliwości – a może jednak te krzyże są nielegalne? Może w nowoczesnym państwie religia powinna zniknąć z przestrzeni publicznej, a przynajmniej powinno być jej jak najmniej? Tymczasem rozdział Kościoła od państwa wcale nie oznacza rozdziału religii od życia publicznego. Zdrowej religii powinno być w życiu publicznym jak najwięcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny