Obecne wybory prezydenckie są piątymi z kolei powszechnymi wyborami głowy państwa w wolnej Polsce. Pierwsze, przypomnę, odbyły się w 1990 r. (więcej na s. 30–33). Jakie były te kolejne wybory Polaków? Można pokusić się o ocenę, że z kadencji na kadencję coraz mądrzejsze.
Dwadzieścia lat temu Polacy dali się uwieść Stanowi Tymińskiemu i jego czarnej teczce. Dzisiaj rzecz nie do pomyślenia, by tajemniczy człowiek znikąd wszedł do drugiej tury, a tak stało się w roku 1990. Pięć lat później urzędujący prezydent Wałęsa dzielnie walczył z młodą gwiazdą lewicy Aleksandrem Kwaśniewskim, ale ostatecznie poległ w drugiej turze.
Bo obywatele w większości dali się skusić błękitnej koszuli Kwaśniewskiego i opaleniźnie z solarium. W sześć lat po obaleniu PRL-u, w kraju w zdecydowanej większości katolickim, prezydentem został kandydat postkomunistów. Chroniący interesów poprzedniej władzy i ostro występujący przeciwko Kościołowi.
Sprzeciwiał się konkordatowi, nauce religii w szkole, opowiadał się za nieprzyjaznym rozdziałem Kościoła od państwa. Niektórzy przez długi czas nie potrafili otrząsnąć się ze zdumienia po zwycięstwie Kwaśniewskiego. Pięć lat później nikt się nie dziwił, że znowu wygrał Kwaśniewski, i to już w pierwszej turze.
Zmianę przyniosły dopiero wybory sprzed pięciu lat. Wtedy żaden pan z czarną teczką czy też postkomunista nie miał większych szans na zwycięstwo. Ostatecznie Lech Kaczyński pokonał w drugiej turze aktualnie urzędującego premiera.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny