Czesi to bodaj najbardziej zlaicyzowany naród świata. Do wiary w Boga przyznaje się tam niewielki odsetek ludności. Praktykujących jest jeszcze mniej.
W niektórych regionach kościół regularnie odwiedza zaledwie parę procent mieszkańców. Do takiego kraju przyjeżdża Benedykt XVI. Czy ma Czechom coś do zaoferowania? Czy w porównaniu z Polską brakuje im czegoś więcej? Gospodarczo przez ostatnich kilkanaście lat Czechy rozwijały się w tempie porównywalnym do naszego.
Z wieloma wyzwaniami Czesi radzą sobie lepiej niż my. Dobrym przykładem są autostrady, z którymi my ciągle mamy poważny kłopot. Jak to się dzieje, pytają niektórzy, że oni potrafią, a my nie. Ale to nie jest cała prawda o Czechach. Jeden z polskich księży, ks. Adam Lodek, pracujący od kilkunastu lat w diecezji pilzneńskiej (więcej o Kościele w Czechach na str. 16–21), już dawno przestał się dziwić, że ludzie nie chodzą tam do kościoła.
Przeraża go co innego. W okolicy, gdzie pracuje, maleje liczba pogrzebów, nie tylko chrześcijańskich, ale jakichkolwiek. Człowiek umiera, a nikt z rodziny czy bliskich nie zgłasza się po ciało. Trafia ono do krematorium, a po pewnym czasie prochy wysypywane są do wspólnej miejskiej mogiły. I, jak mnie zapewniał, nie jest to zjawisko marginalne. Wydaje się, że może to być koszt, jaki Czesi płacą za brak wiary. To rachunek bardzo wysoki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny