Muszę zacząć od przeprosin. Dwa tygodnie temu napisałem, że nikt do tej pory nie przeprowadził badań socjologicznych, pokazujących zależność między udziałem w wyborach a praktykami religijnymi. Nie miałem racji.
Takie badania prowadziły m.in. CBOS, Polskie Generalne Studium Wyborcze czy Instytut Spraw Publicznych. I wszystkie – w tym akurat miałem rację – wyraźnie pokazują jedną prawidłowość. Kto regularnie praktykuje wiarę, ten także regularnie praktykuje demokrację. Innymi słowy, kto często zagląda do kościoła, ten także chodzi na wybory.
Dowód? Bardzo proszę. Jak podaje CBOS, w wyborach samorządowych w 1998 roku frekwencja wśród osób praktykujących kilka razy w tygodniu wynosiła 79 proc., podczas gdy najniższa była wśród osób niepraktykujących w ogóle, i wynosiła zaledwie 32 proc. Po szczegóły odsyłam do tekstu Jacka Dziedziny na str. 16–19. Ileż to razy słuchaliśmy narzekań na Kościół, który ma być przeszkodą na drodze do zbudowania nowoczesnego, demokratycznego państwa.
A tu proszę – taka niespodzianka. Kościół jest kuźnią – by tak rzec – cnót obywatelskich. Najwierniejsi wyznawcy Jezusa są też najwierniejszymi wyznawcami demokracji, przy zachowaniu oczywiście wszystkich proporcji. Ten, komu nie będzie ciężko pójść na procesję Bożego Ciała, zapewne zagłosuje też wcześniej w eurowyborach. Okazuje się, że praktykujący katolik jest także praktykującym demokratą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny