Chciałbym jeszcze wrócić do sprawy nieszczęsnej Ewy Kopacz. Piszę „nieszczęsnej”, bo żal było słuchać tego, co w ostatnich kilkunastu dniach mówiła pani minister. Co zabrała głos, tym było straszniej. Pierwszy przykład: „Aborcja, która odbywa się zgodnie z prawem, nie jest niczym złym”.
Tłumacząc z języka ministerialnego na ludzki – zgodnie z prawem można zabić dziecko i nic w tym złego. Szczyt osiągnęła pani minister wyznaniem, że jest praktykującą katoliczką, ale „przekonania, z którymi żyjemy, musimy zostawić w przedpokoju urzędu, który obejmujemy”.
Mamy tu do czynienia z totalnym nieporozumieniem. Katolik nie tylko nie musi, ale nie może pozostawiać swoich przekonań moralnych przed drzwiami urzędu. Jeżeli przepisy prawa państwowego są sprzeczne z zasadami moralnymi, to takich przepisów pod żadnym pozorem nie wolno przestrzegać. Nie wolno się do nich nigdy stosować.
Dla katolika powinna to być „oczywista oczywistość”. Tak jak dwa plus dwa równa się cztery. Można się dziwić, że pani minister nie zna tej „oczywistej oczywistości”. Tyle razy mówił o tym Jan Paweł II. Ale nie wszystko stracone. Zawsze można sięgnąć do jego tekstów, chociażby do encykliki „Evangelium vitae”.
Jan Paweł II nie pozostawia żadnych wątpliwości, czy przed drzwiami urzędu należy zostawiać swoje przekonania. Więcej na ten temat w tekście „Kto się boi ekskomuniki” na str. 26–27.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny