Benedykt XVI ze zrozumiałych względów nie pielgrzymuje tyle, co Jan Paweł II. Skoro zatem poleciał do Brazylii, musiał mieć ku temu szczególne powody. Jakie?
Leszek Śliwa, specjalny korespondent „Gościa” z Brazylii, pisze (na str. 22), że Papież ma uratować ten kraj dla Kościoła. Może to zbyt mocne słowa, ale fakty nie pozostawiają wątpliwości. Kościół w Brazylii traci wyznawców. W latach 70. ubiegłego wieku do Kościoła katolickiego przyznawało się 90 proc. Brazylijczyków. Dziś, jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Konferencji Biskupów Brazylii, katolików jest zaledwie 67 proc.
Niektórzy powiadają, że Brazylijczycy mają dwie główne religie: piłkę nożną i karnawał. A dopiero potem można mówić o chrześcijaństwie. Musi być coś z prawdy w tej powierzchownej opinii. Przeglądając na przykład światowe agencje fotograficzne, pod hasłem „Brazylia” znajdziemy najwięcej zdjęć z karnawału w Rio oraz z piłkarskich stadionów. Dopiero na trzecim miejscu są fotografie przedstawiające słynną figurę Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro (zdjęcie na okładce).
Oprócz karnawału i piłki Kościół w Brazylii zmaga się jeszcze z dwoma o wiele groźniejszymi konkurentami: sektami oraz marksistowską ideologią.
Tych pierwszych są tysiące. Powstają jak grzyby po deszczu. Swoje usługi oferują wprost na ulicy. Pytać można o jedno: dlaczego członkowie sekt mają w sobie tak dużo energii, a katolicy jakby zasnęli? Może Benedykt XVI zdoła ich obudzić? W tych dniach trzeba się o to modlić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny