Tama na Wiśle we Włocławku może runąć. Szczegółowo pisze o tym Przemysław Kucharczak na str.28. Choć trudno uwierzyć w katastrofę budowlaną, która mogłaby pochłonąć nawet 2 tysiące ludzi, to jednak dla specjalistów nie jest to odkrywcza wiadomość.
Od lat wiadomo, że włocławska tama miała być włączona w system ośmiu zapór na Wiśle. Z powodu braku funduszy nie doczekała się jednak towarzystwa i w pojedynkę od 30 lat znosi napór wody. Co prawda sama konstrukcja tamy jest w dobrym stanie technicznym, ale dno obok niej jest nieustannie podmywane. Gołym okiem nie widać więc nadciągającej katastrofy, ale spadająca z impetem woda powoli robi swoje, tzn. wypłukuje podłoże.
Żadna katastrofa nie spada z nieba. Zwykle ma swoje długotrwałe i różnorodne przyczyny. Rodzi się długo i po cichu. Dopiero efekt jest głośny i przerażający. Śmierć Ani z gdańskiego gimnazjum jest dobrym tego przykładem. Ta tragedia nie wzięła się z powietrza.
Chciałoby się powiedzieć, że lata na to pracowały. Podobnie rzecz ma się z językiem, o czym pisze Agata Puścikowska na str. 36. Jak to się stało, że trzy urocze pięciolatki mogą prowadzić taką rozmowę: – Ja będę królewną – mówi pierwsza. – A nie, k…, bo ja – odpowiada druga. – O nie, k…, ja zostanę królewną – kończy dyskusję trzecia. Odpowiedź jest dosyć prosta. Ktoś wypłukał poczucie wstydu. Trwało to długo, ale systematycznie. Jak z dnem pod włocławską tamą.
Żeby jednak nie zakończyć pesymistycznie, warto dodać, że również dobro rośnie po cichu i przez cały rok.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny