Wychodzimy na prostą. Ostatnią. Bo przygotowania do świąt Bożego Narodzenia traktujemy niczym bieg długodystansowy. Od paru lat – coraz dłuższy. I coraz bardziej wyczerpujący. Pewnie dlatego Wigilia dla wielu z nas jest metą, po przekroczeniu której padamy wycieńczeni.
Staramy się czym prędzej zapomnieć o „zimowych melodyjkach” i bombkach nad kasami gnębiącymi klientów od końca października. Męczy nawet kupiony promocyjnie telewizor, wyszukane słodkości i mrugająca choinka. Czy jest na to rada? Oczywiście!
Trzeba jednak – przynajmniej w tym przedświątecznym tygodniu – spojrzeć na świat na odwrót. Wbrew tym, którzy mylą Adwent z okresem Bożego Narodzenia, 25 grudnia świętowanie dopiero się ZACZYNA, a nie kończy! To chyba najlepsza wiadomość dla tych, którzy nie mają czasu ani okazji nacieszyć się zapachami „przed”.
Mogą odetchnąć z ulgą, bo smakowanie świąt powinno trwać co najmniej do Trzech Króli. Umiejętność świętowania jest wielką sztuką – o czym przekonuje Robert Makłowicz (rozmowa na stronie 20). Ucztowanie nie musi być od razu obżarstwem – dodajmy za krakowskim znawcą kuchni.
Odświętny stół to być może ostatni przedmiot, który ocala obyczaj rozmawiania. Choć… nie tylko. Jest coś jeszcze, ale to wymaga szczególnej odwagi. Co? Kolędowanie. O tym z kolei – za tydzień
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Sebastian Musioł, sekretarz redakcji