Boję się, co mi powie syn za dwadzieścia lat, kiedy zrozumie, jak wielka część jego pensji idzie na wcześniejsze emerytury górników, kolejarzy, policjantów, nauczycieli, i Bóg wie, ilu jeszcze innych…
Zarobi pewnie wtedy swoje pierwsze pieniądze, i odtąd co miesiąc będzie się nimi dzielił z dzielnymi bojownikami, którzy styliskami od łopat, brukiem, petardami, blokadami dróg i torów wywalczyli sobie przywileje. Prognozy ekonomistów są raczej niewesołe. Każdy z nas – bo sam będę miał wtedy do przepracowania jeszcze co najmniej dwanaście lat – dołoży wczesnym emerytom ponad tysiąc złotych rocznie.
Wezmę go wtedy pod ramię i zacznę wyjaśniać: „Oni mieli siłę. I wybory były za pasem. Nie wszyscy mogą być egoistami, co to tylko o swoje dbają. Nie każdy może być tak stanowczy. Ktoś musi pracować, aby odpocząć mógł ktoś”. Nie mam tylko pewności, co do tej pracy. Bo koszty pracy mogą być wtedy tak wysokie, że nikomu nie będzie się opłacało zatrudniać nowych pracowników. Nawet gdyby chętnych do pracy było wystarczająco dużo, by udźwignąć dzisiejsze zobowiązania.
Jeśli jednak sny o wygodnych emeryturach będą realizowane w sposób opisywany przez Piotra Legutkę („Podjadanie ze wspólnej miski” na stronie 14), to rozmowa ta może się nie odbyć. Syn znajdzie sobie pracę w kraju, gdzie politycy wykazywali mniejszą skłonność do rozdawania nie swoich pieniędzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Sebastian Musioł, sekretarz redakcji