Przywódcy niektórych europejskich krajów, wyraźnie zniecierpliwieni wojną, są gotowi na oddanie Rosji części Ukrainy, byle tylko uzyskać pokój. To pokazuje, że niczego ich ta wojna nie nauczyła.
18.05.2022 08:53 GOSC.PL
Europejska potęga gospodarcza od wieków stoi na handlu. Handlowaliśmy kiedyś, handlujemy i dziś. Towary zmieniały się w zależności od bieżących potrzeb i położenia geograficznego poszczególnych państw. Jedni handlowali zbożem, inni bursztynem, jeszcze inni niewolnikami. Od dawna też wiemy, że jednym z bardziej pożądanych towarów są nieruchomości, szczególnie zaś atrakcyjne wydają się parcele w Europie Środkowej. Dlatego mamy też na Starym Kontynencie bogate tradycje handlu ziemią. Niekoniecznie rzecz jasna swoją. I tak na przykład w 1772 trzech cesarzy dogadało deal ws. rozległej działki należącej do I Rzeczpospolitej, dzieląc ją między siebie tak skutecznie, że już nieco ponad dwie dekady później jedno z największych państw europejskich przestało istnieć. W 1939 dwaj specjaliści rynku nieruchomości - Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow, podtrzymując tradycję przodków, dobili targu ws. podziału II Rzeczpospolitej, dzięki czemu do bezpośredniego starcia Niemiec i Rosji doszło z kilkuletnim opóźnieniem. Jeszcze większy był rozmach transakcji z Jałty z 1945 r., gdy, Brytyjczycy i Amerykanie zgodzili się, by to Stalin administrował de facto całą Europą Środkową. Tymczasem z najnowszych doniesień portalu Politico.eu, mediów ukraińskich, ale i samego prezydenta Zełeńskiego wynika, że żyłka handlarza nieruchomości wciąż pulsuje u niektórych liderów Europy Zachodniej:
"Ostatnie sukcesy Ukrainy w wojnie z Rosją sprawiają, że przywódcy Francji, Niemiec czy Włoch zaczynają uważać zwycięstwo Ukraińców za możliwe i obawiają się, że takie upokorzenie Rosji stworzyłoby nowe problemy polityczne. Dlatego niektóre kraje po cichu opowiadają się za takim rozwiązaniem konfliktu, które pozwoliłoby Moskwie zachować twarz, nawet jeśli oznaczałoby oddanie jej części terytorium Ukrainy - pisze portal Politico.
Sam prezydent Ukrainy w jednym z wywiadów powiedział ostatnio, że prezydent Francji Macron naciskał na niego, by ten dogadał się wreszcie z Putinem, sugerując pewne ustępstwa terytorialne na rzecz Rosji. Choć Pałac Elizejski natychmiast zaprzeczył tej informacji, trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie, dlaczego Zełeński miałby w tej kwestii kłamać, zrażając do siebie przynajmniej formalnego sojusznika, jakim jest Francja. O takiej strategii Macrona informowały zresztą już wcześniej media ukraińskie.
Wydaje się zatem, że przywódcy najsilniejszych państw UE grają na dwa fronty - z jednej strony formalnie potępiają rosyjską agresję, z drugiej jednak coraz bardziej realna perspektywa zwycięstwa Ukrainy zdaje się ich przerażać. Rosja (wraz ze swoimi imperialnymi ciągotami) jest dla nich tak ważnym elementem układu sił w Europie, że jej wojenna porażka (polegająca jedynie na opuszczeniu terytorium Ukrainy, a nie jakichkolwiek ustępstwach z własnego terytorium) nie mieści im się w głowie. Tak bardzo tęsknią do ubijania interesów z Moskwą, że szukają rozwiązania "wyjścia z twarzą" dla Putina z zapałem godnym rosyjskiej dyplomacji. Dla zaspokojenia wizerunkowych potrzeb Kremla są gotowi nawet na ustępstwa terytorialne względem Rosji. Rzecz jasna nie z własnego, ale z cudzego, bo ukraińskiego terytorium, na co oczywiście Ukraińcy zgodzić się nie chcą.
Wyobraźmy sobie na moment sytuację podobną, ale nieco inną. Poszukajmy rozwiązania, które mogłoby pogodzić postulaty wszystkich stron tego sporu. Jakie to postulaty? Dla Ukrainy - zachowanie całego swojego terytorium. Dla Rosji przynajmniej jakiś sukces w postaci terytorialnego zysku, którym można by uzasadnić przed własnym narodem rozpętanie kosztownej i tragicznej dla wielu rosyjskich rodzin wojny. Dla liderów niektórych mocarstw europejskich - "wyjście z twarzą" dla Rosji, aby wreszcie dało się wrócić do handlu z Kremlem. Jak pogodzić te pozornie sprzeczne interesy?
Rozwiązanie jest proste! Wystarczy, że Niemcy oddadzą Rosji Meklemburgię-Pomorze Przednie (o ile łatwiej byłoby certyfikować Nord Stream II!), Francja - powiedzmy, część Lazurowego Wybrzeża, a Włochy... może okolice jeziora Como, gdzie obecnie stoi sporo "pozamrażanych" willi rosyjskich oligarchów? Rosjanie mogliby opuścić całkowicie terytorium Ukrainy, "zachowując przy tym twarz", mogąc pochwalić się jakże atrakcyjnymi zdobyczami i unikając międzynarodowego upokorzenia (co spełniłoby postulaty zachodnioeuropejskich liderów), a Ukraina pozbyłaby się agresora ze swoich ziem. Abstrakcyjne? Przecież wszyscy byliby zadowoleni, a wojna szybko zakończona. Czy jednak nie, czy jednak nie do końca o to chodzi przywódcom niektórych unijnych państw? Czyżby oddanie własnej ziemi w imię pokoju było trudniejsze niż cudzej?
Naciski, mające skłonić Ukraińców do ustępstw na rzecz agresora, który wywołał podręcznikowo niesprawiedliwą wojną, i to wywierane przez państwa formalnie potępiające tę agresję i wspierające Ukrainę, mogą poważnie niepokoić nie tylko Ukraińców, bo pokazują, że ani Paryż, ani Berlin, ani Rzym nie uczą się na własnych błędach i w dalszym ciągu totalnie nie rozumieją Rosji. Rosji, dla której jakikolwiek, choćby najmniejszy zysk w tej wojnie (podobnie zresztą jak w poprzednich) będzie argumentem za tym, że po prostu warto rozpoczynać następne. Warto atakować, bo Zachód w imię pokoju zgodzi się na kolejne, choćby i najbardziej niesprawiedliwe ustępstwa. Być może Berlin obudzi się, gdy postulaty Moskwy nie będą już dotyczyć Donbasu, ale terenów znacznie bliższych Bramie Brandenburskiej (w końcu Rosja żąda cofnięcia NATO poza granicę Odry). Do Paryża i Rzymu wciąż jednak będzie daleko.
W całym tym absurdzie, wobec tak bardzo niejasnego stanowiska niektórych europejskich przywódców, warto jednak nie mieć wątpliwości co do jednego: niezależnie od tego, co Rosja na skutek swojej napaści na Ukrainę uzyska, i tak nie wyjdzie z tej wojny z twarzą. Twarz straciła 24 lutego, a jeśli ktokolwiek nawet wtedy miał jeszcze wątpliwości, to nie może już ich mieć po Buczy, Irpieniu, Hostomlu czy Mariupolu. Pytanie, które możemy sobie zadać, a na które odpowiedź nie jest dziś oczywista brzmi: czy na pewno z twarzą z tej wojny wyjdą niektóre państwa zachodnioeuropejskie?
Wojciech Teister