W reportażu Inna opowiada, że wraz z dziećmi ukrywała się u krewnych w Peremosze, licząc, że nie dojdą tam rosyjskie wojska. Tak się jednak nie stało, a gdy siły przeciwnika zajęły wieś, kobieta wraz z rodziną ukrywała się w piwnicy w domu krewnych. Obawiając się o życie, kobieta postanowiła podjąć próbę opuszczenia okupowanego miasta. Wieś znalazła się na linii frontu, a - według relacji mieszkańców - Rosjanie zabijali w mieście cywilów.
"Baliśmy się, ale słyszeliśmy, że ludzie wyjeżdżają ze wsi i postanowiliśmy spróbować. (…) Na każdym etapie umawialiśmy się z okupantami, prosiliśmy, żeby nas wypuścili" - opowiadała Inna.
Próbę ewakuacji podjęło ok. 20 osób w pięciu samochodach. "Rosjanie postawili warunki: mamy jechać polną drogą, bo na asfaltowej stała rosyjska kolumna" - mówiła kobieta. Ludzie mieli iść pieszo obok samochodów.
Na ostatnim posterunku Rosjanie pozwolili samochodom przejechać przez główną drogę, a potem "machali im z transporterów". Gdy samochody wjechały na pole i ludzie wsiedli do nich, rozpoczął się ostrzał.
"Otworzyliśmy drzwi i rzuciliśmy się na ziemię. Czołgałam się po polu, ciągnąc za sobą trzyletniego syna za kaptur" - relacjonowała Inna.
Jej starszy syn był w drugim samochodzie. Zginął, podobnie jak sześć innych osób.
Prokuratura obwodu kijowskiego, opisując kilka dni temu podobną sytuację, w której zabity został m.in. trzynastoletni chłopiec, podaje, że podczas ostrzału ewakuujących się ze wsi Peremoha samochodów cywilnych zginęły cztery osoby.
Mieszkańcom nie udało się wyjechać ze wsi - powrócili do niej, a później zabrali z pola ciała zabitych. Trzynastoletniego Jeliseja pochowano najpierw na podwórku "przy krzaku maliny". Później, po wyzwoleniu wsi przez wojska ukraińskie, jego ciało ekshumowano i ponownie pochowano w rodzinnych Browarach.