Co chcą wykrzyczeń młodzi ludzie, którzy targnęli się na życie? Dlaczego co trzecia dziewczynka samookalecza się? Rozmowa z Magdaleną Preidl-Sadłowską, psychologiem klinicznym i psychoterapeutą.
Katarzyna Widera-Podsiadło: Dane są zatrważające: w analogicznym okresie roku 2020 i 2021 liczba samobójstw wśród młodzieży i dzieci wzrosła o ponad 75 procent. To czas, kiedy przyszła pandemia.
Magdalena Preidl-Sadłowska: Tak, a ponad 120 młodych osób, które targnęło się na swoje życie, zrobiło to skutecznie, niestety.
Skąd takie wskaźniki, co się dzieje?
Proszę popatrzeć na pandemię i napięcie, z jakim mierzyła się młodzież podczas zdalnego nauczania, brak kontaktów i możliwości odreagowania tej sytuacji.
O czym jeszcze świadczą te dane?
Przede wszystkim o oczekiwaniach rodziców, ale też nie radzeniu sobie z emocjami. Mam wrażenie, że my dorośli nie potrafimy okazywać emocji, nie potrafimy mówić wprost o tym, jak się czujemy, tym bardziej skąd mają wiedzieć to dzieci. Ja też jako psychoterapeuta obserwuję gwałtowny wzrost ilości chętnych dorosłych do psychoterapii. Oni również nie dają rady. Pojawia się bardzo dużo różnych problemów. Dlaczego? Kiedyś wsparciem byli znajomi, dla których mieliśmy czas, spotykaliśmy się, zwierzali, wypłakiwali. Dziś pojawia się element rywalizacyjny: kto dalej pojedzie, kto będzie miał lepsze wczasy, dom, samochód. Jeśli się umawiamy, to z miesięcznym wyprzedzeniem. Kiedyś wpadało się na kawę. I chyba właśnie to nakręcanie się w rodzinach odbija się również na naszych dzieciach.
A wystarczyłoby poświęcić czas.
To nie musi być wiele. Nie trzeba szukać dwóch godzin dziennie, jeździć co tydzień na regularne wycieczki, dalekie podróże. Czasami wystarczy posiedzieć z dzieckiem 20 minut, coś wspólnie zrobić, zachęcić dziecko do wspólnego gotowania, a przy okazji można porozmawiać. Zachęcam gorąco, by dopytywać, co dzieci robią w sieci. Zainteresować się, na czym polegają ich gry.
Gra komputerowa to strata czasu, mówimy zwykle dziecku, nie siedź tyle przed komputerem, ogarnij lekcje.
No właśnie, a ono nie siedzi przed komputerem, tylko rozmawia z kimś, szuka wsparcia u swojego rówieśnika. Spotyka się, choć może nie do końca podoba nam się forma w jakiej to czyni.
Bo oczywiście wolelibyśmy, by wyszło na podwórko, poganiało za piłką, pograło w coś, spotkało się z kolegami. Ale mówiąc o statystykach, podobno co trzecia dziewczynka samookalecza się. Co chcą nam powiedzieć te dzieci?
Rzeczywiście te samookaleczenia pełnią często funkcję komunikacyjną, ale są też sygnałem, że "nie daję rady, nie jestem wystarczająco dobra, nie spełniam oczekiwań, jestem złym dzieckiem, złą córką, muszę się ukarać za to. Zdarzyła mi się jakaś porażka, rodzice się kłócą... może przeze mnie, może jestem nie wystarczająco dobra?" Dziecko nie wie, co z tą ilością napięcia zrobić, nie potrafi inaczej odreagować i samookalecza się. To jedyny sposób, jaki przychodzi mu do głowy.
Dlatego rozmowa. Ale jak ją podjąć, jeśli już na wstępie słyszymy, że jesteśmy najgorszymi rodzicami, że jak tylko dorosną, zaraz się wyprowadzą i wiele, wiele innych żali wylanych naraz.
Nie przejmujemy się tym. Właśnie o to chodzi, jeżeli będziemy brać to do siebie, nic nie osiągniemy. Rodzic ma taką niewdzięczną rolę, że musi unieść emocje dziecka. Ono w swojej impulsywności wykrzyczy straszne rzeczy, ale to jest nasza rola, żeby to wytrzymać, przyjąć i przepracować. Wystarczy powiedzieć "rozumiem, że jesteś na mnie zły", spróbować nazwać dziecku te emocje. Ono może oczywiście wykrzyczeć dalej rzeczy, które będą raniły, ale to my ze spokojem powinniśmy powiedzieć "widzę, że teraz jesteś zdenerwowany, może porozmawiamy za chwilę". Nie dać się wciągnąć w tę prowokację. Dać sobie chwilę czasu na to, żeby to udźwignąć. Jest duża szansa, że dziecko się trochę uspokoi, wyciszy, poczuje się wysłuchane. I może rzeczywiście przyjdzie zakomunikować: " jestem gotowy na to, żeby z tobą porozmawiać". Ale czasem też zostawiamy dziecko, np. gdy leży w łóżku wściekłe, widać że całe spięte, albo wali rękami wokół. Wówczas mówimy: " rozumiem, że jesteś zdenerwowany i nie czujesz się na siłach teraz pogadać, widzę to, jestem do twojej dyspozycji, jak się uspokoisz, to przyjdź do mnie".
Wyobrażam sobie tę sytuację. Spokojnie informuję mojego syna, że rozumiem jego złość, wychodzę do drugiego pokoju i tam na niego czekam. W najgorszym razie do wieczora, albo i dłużej. A ponadto, jak znaleźć w sobie takie pokłady spokoju? Trochę to dla mnie niewyobrażalne.
Dlatego potrzebna jest praca całościowa nad rodziną: czyli rodzicami i dzieckiem. Czasem to tak wygląda, że rodzice przyprowadzają dziecko do poradni i mówią: "Zepsuło się, proszę to naprawić". Oczywiście przejaskrawiam. Ja też rozumiem bezradność rodziców, sama jestem rodzicem i wiem, jak to jest, jeżeli człowiek nie wyrabia już ze swoimi emocjami, a z drugiej strony strasznie się boi o to dziecko. Dlatego często ta naprawa niestety zaczyna się od rodziców. To są strasznie poruszające sesje, kiedy dzieci mówią rodzicom wprost, jakie mają do nich żale, jakie rodzice wzbudzają w nich emocje. Dlatego w naszej poradni prowadzimy terapię całościową: pomysł z pracy z rodziną. Otworzyliśmy dwa programy terapeutyczne. Jeden nazywa się "Zielony parasol", gdzie zapraszamy rodziców wraz z dziećmi. Dzieciom proponujemy udział w grupie socjoterapeutycznej, w której mogą nauczyć się, jak radzić sobie ze swoimi emocjami, problemami, z trudnościami, w sposób bardziej konstruktywny, a nie destrukcyjny, jakim było na przykład zażywanie narkotyków czy leków, czy dokonywanie samookaleczeń. Natomiast rodzicom proponujemy udział w grupach wsparcia. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby rodzic miał szansę zadbać o swój stan psychiczny, o swój stan emocjonalny, żeby miał z czego dać. Jeśli sam jest na granicy wytrzymałości, wtedy nie jest w stanie nic dać dziecku.
No i wbiła mnie Pani właśnie w poczucie winy. Bo rodzić zapracowany, zestresowany i nie mający czasu - to ja i przypuszczam wiele osób, które nas teraz czytają. A jeśli tak jest, to już zaczynam się zastanawiać, co złego robię i jak się to odbije na moich dzieciach.
Bo my też, jako rodzice stawiamy sobie bardzo duże oczekiwania, chcemy być najlepszymi matkami, najlepszymi pracownikami, chcemy być prezesami, chcemy dobrze zarabiać, chcemy zapewnić tym dzieciom komfort. Bardzo dużo chcemy, a tak naprawdę zapominamy o tym, że nie musimy zabierać dziecka na wyjazd zagraniczny na dwa tygodnie. Czasami fajne jest półgodzinne wyjście na rower. Czasami fajny jest spacer w niedzielę, nawet jeżeli ten nastolatek niekoniecznie chce. Ale takie drobne rzeczy - nawet wejście do pokoju dziecka i pogadanie, zapytanie: "a jak ci minął dzień, co słychać?" - już jest fajnym początkiem rozmowy. Nie ma co się obwiniać. Stawiając sobie nadmierne oczekiwania, stawiamy je ponad miarę dzieciom. A one, kiedy mają się z nimi zmierzyć i nie są w stanie im sprostać, zaczynają kapitulować, co objawia się różnymi problemami. Warto akceptować dziecko takim, jakie jest. Z takimi jakie ma umiejętnościami, wynikami szkolnymi.
Aa nasze pierwsze pytania po powrocie ze szkoły do domu często brzmią: "Jakie oceny? Dlaczego tak słabo? A jak inni?".
Nakręcamy się innymi rodzicami. Musisz być najlepszy, musisz umieć najwięcej, jeszcze takie zajęcia, jeszcze inne. Choć z kolei zajęcia dodatkowe pozwalają dziecku odreagować ten nagromadzony stres. Ważne jednak, by nie przeładować dziecka tymi zajęciami.
Kiedy powinniśmy się niepokoić o dziecko?
Gdy przestaje być dzieckiem radosnym, uśmiechniętym, z masą zainteresowań. Gdy znika w pokoju, nie chce wychodzić, nie spotyka się ze znajomymi, nie chodzi na treningi, a to, co mu sprawiało frajdę, przestaje cieszyć. Kolejna zmiana to zmiana otoczenia. Kiedy nie przyjaźni się z dotychczasowymi przyjaciółmi. a pojawiają się zupełnie nowe znajomości, nowe towarzystwo, często dziecko staje się albo bardziej ospałe, albo właśnie nie śpi, nocami wybudza się, znika wieczorami. To mocno już powinno wzbudzić nasz niepokój. Ale musimy rozróżnić niepokojące sygnały od buntu młodzieńczego, który jest naturalny i dziecko powinno go przejść w mniejszym lub większym stopniu. Inne objawy to zmiana rytmu dobowego, apetytu. Może pojawić się negacja wszystkiego, co powiedzą dorośli, rodzice, nauczyciele. Gdy dochodzi do tego apatia, zniechęcenie albo nadmierna agresja, to powinno zapalić nam się czerwone światło.
Mówiła Pani o pandemii, zdalnym nauczaniu, jako tych sytuacjach, które tak dramatycznie zmieniły psychikę naszych dzieci. A co z sytuacją na Ukrainie?
Myślę, że jeszcze nie wiadomo, jak ta wojenna rzeczywistość dotyka nasze dzieci. Wydaje się, że jeszcze nie ma to bezpośredniego przełożenia, chociaż na pewno wszystko zależy od tego, jak reagują rodzice. Jeśli wzbudzają poczucie lęku przed wojną, to dzieci też będą bardziej lękliwe. Na pewno trzeba o wszystkim z dziećmi rozmawiać, mówić im co się dzieje, ale też dobrze przemyśleć, co mówimy. Przecież nie będziemy małego dziecka wprowadzać w drastyczne szczegóły wojny.
Jak długo młodzi ludzie będą z tego wychodzić? Jak długo może trwać ta trauma, zmiany w psychice po pandemii, a może też po wojnie.
To bardzo trudne pytanie. Wszystko zależy od odporności dziecka. Może się zdarzyć i tak, że niektóre dzieci będą potrzebowały wsparcia przez długie miesiące. Są dzieci w nauczaniu indywidualnym, które nie są w stanie wrócić do szkoły. Może się to ciągnąć latami, ważyć na kontaktach społecznych, na dorosłym życiu, na wejściu w na rynek pracy. To, co możemy teraz zrobić, to korzystać z pomocy specjalistów, poradni zdrowia psychicznego, uczestniczyć w programach terapeutycznych.
***
Magdalena Preidl-Sadłowska
Jest psychologiem klinicznym, psychoterapeutą i specjalistą terapii uzależnień. Od 12 lat jest związana z Fundacją Dom Nadziei w Gliwicach, gdzie pracuje jako terapeuta i psycholog z młodzieżą z problemem uzależnienia od substancji psychoaktywnych. W Poradni profilaktyki i leczenia uzależnień przy fundacji Dom Nadziei prowadzi zajęcia terapeutyczne dla rodzin.
W audycji Radia eM opowiadała o dwóch programach terapeutycznych realizowanych w poradni, a skierowanych do rodzin, które szukają wsparcia w obliczu pojawiających się problemów wychowawczych i emocjonalnych dzieci.
Posłuchaj audycji:
Część 1
Część 2
Część 3
Katarzyna Widera-Podsiadło