Najlepszym wskaźnikiem degeneracji współczesnego społeczeństwa jest nadmierny luksus. Trudno się z tą tezą pogodzić, ale zaprzeczać jej nie warto.
Powstała w 1612 roku „Peregrynacja Maćkowa”, której autor ukrył się pod pseudonimem Januariusa Swizralusa, była naszym polskim odpowiednikiem licznych opowieści o krainach mlekiem i miodem płynących, w których „pieczone gołąbki same wpadają próżniakom do gąbki”. Tytułowy Maciek w trakcie swojej wędrówki trafia w końcu do Jęczmiennego Kraju, w którym wszystko wygląda inaczej niż w marnej Maćkowej codzienności. Przede wszystkim nie trzeba tam pracować, wręcz nie należy – bo „kto by chciał cokolwiek robić, wina wielka; przyjdzie gospodarz z czeladzią i wezmą onego, wsadzą do więzienia”. Płoty w tejże krainie plecione były z kiełbas, podobnie zresztą jak we wszystkich wymyślonych „krainach szczęśliwości” pełnych jedzenia, popularnie nazywanych Kukanią, w których na życie zarabiało się śpiąc – właściwie niepotrzebnie, bo wszystko i tak było tam za darmo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Adam Pawlaszczyk