Zawsze robili na mnie wrażenie ludzie gotowi potraktować swe dobra materialne czy kariery zawodowe jako „stratę” bądź „śmieci” ze względu na najwyższą wartość poznania Jezusa jako Pana.
Tak zareagowali na miłość Chrystusa Patrizio i Marisa, właściciele malowniczej posiadłości na wzgórzach Porto San Giorgio, którzy wszystkie tereny oddali do dyspozycji Kościoła. Podobnie postąpił pewien bogaty człowiek, który na wieść o licznych powołaniach rodzących się wśród młodych ludzi we wspólnotach neokatechumenalnych postanowił oddać przepiękny klasztor w Haarlemie, niedaleko Amsterdamu, w którym prowadził luksusowy hotel, na potrzeby seminarium misyjnego.
Święty Paweł poszedł jednak jeszcze dalej, poza dobra materialne i kariery zawodowe, koncentrując się na dobru większym, jakim jest własne poczucie sprawiedliwości. Jest ono latami kształtowane i szlifowane dzięki pracy nad sobą, wysiłkowi wychowawczemu oraz przestrzeganiu przepisów i przykazań. Coś takiego dostarcza człowiekowi satysfakcjonującej konstatacji: jestem zaradny, mam czyste sumienie, nie mam sobie nic do zarzucenia, zasługuję na szacunek. Udana biografia, cnotliwe życie, intelektualna i moralna sprawność – to może być cenny kapitał. A tymczasem Paweł stwierdza, że ze względu na Chrystusa nie chce mieć już własnej „sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną dzięki wierze”, do której droga wiedzie „przez poznanie Go: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach”. Czym jest owa nowa sprawiedliwość, którą może nam dać Jezus? Nie jest to sprawiedliwość – tzedakah – nabywana na skutek skrupulatnego przestrzegania Bożych przykazań. To coś o wiele więcej, co Chrystus objawił na krzyżu. Polega ona na miłości drugiego człowieka aż do pokochania nieprzyjaciela. Do gotowości oddania za niego życia. Taka miłość w wymiarze krzyża nosi twarz Chrystusa. Człowiek o własnych siłach tego typu moralności nie osiągnie. Ta nowa sprawiedliwość krzyża pokazała się w sercu zbrodniczego obozu zagłady w Oświęcimiu, gdy w pewnej chwili wystąpił z szeregu pewien więzień w pasiaku i na pytanie gestapowca: „Kim jesteś?” odpowiedział: „Jestem księdzem katolickim”; a na kolejne pytanie: „Czego chcesz?” – oprawca usłyszał: „Chcę umrzeć za tamtego człowieka”. Święty Maksymilian Kolbe nie jest ceniony za założenie największego klasztoru w Europie ani za ufundowanie drukarni i czasopisma, ani nawet za noszenie franciszkańskiego habitu, ale za to, że w nim ukazał się Chrystus gotowy umrzeć z miłości do drugiego człowieka. Czyż nie warto „pędzić”, aby coś takiego zdobyć? •
ks. Robert Skrzypczak