Zachód przeprasza, że żyje

Jeśli Macron niemal przeprasza Putina za słowa Bidena, a i Biały Dom za swojego prezydenta prawie Putina przeprosił, to jest jasne, że Zachód tę konfrontację z Rosją wygra w cuglach. A, zapomniałem jeszcze o pizzy z żołnierzami w Rzeszowie. Przy tych potężnych działach zjednoczonego jak nigdy Zachodu rosyjskie rakiety wystrzelone na Lwów to doprawdy żałosna demonstracja słabości.

 

Chciałbym mieć w sobie optymizm tych, którzy po wizycie Joe Bidena umocnili swoją wiarę w zdecydowaną postawę Zachodu wobec agresywnej wojny Putina i jego gróźb pod adresem kolejnych krajów. Jestem pełen podziwu, że na podstawie widoku Bidena zajadającego pizzę z amerykańskimi żołnierzami niemal pod samą granicą z Ukrainą czy na podstawie przemówienia w Warszawie, gdzie jeśli padły jakieś mocne słowa, to już wystosowano odpowiednie sprostowania, a nawet i napomnienia ze strony innych przywódców - że to wszystko budzi tak silne nadzieje. To prawda, że padły wielokrotnie słowa o „świętości art. 5”. Tyle tylko, że jak na razie nie mamy nawet wystarczająco dużo odpowiedniej broni, którą bylibyśmy w stanie bronić się do czasu realnej pomocy pozostałych państw NATO (po paru dniach - może tygodniach - wyrazów niepokoju i wezwań do deeskalacji). 

Konfrontacji z państwowym mordercą i całą jego zbrodniczą machiną wojenną nie wygrywa się żadnym miękkim przekazem. Nie wygrywa się również przepraszaniem za użycie „zbyt mocnych słów” (patrz: Emmanuel „Nie nazwałbym Putina rzeźnikiem” Macron czy też Biały Dom „Biden nie miał na myśli, że chce odsunięcia Putina od władzy”). Jedyną rzeczą, która byłaby w stanie odstraszyć Putina przed dalszą eskalacją - jeśli już brak nam wszystkim odwagi, by zamknąć niebo nad Ukrainą i faktycznie uratować ten naród i państwo - byłoby rozstawienie co najmniej 200 tys. wojsk natowskich, głównie amerykańskich, na wschodniej granicy NATO - od Estonii przez Polskę po Bułgarię. I realne doposażenie tych krajów w uzbrojenie, które ma na celu nie tyle wygranie wojny na terenie NATO (nikt takiej wojny nie chce), ile stworzenie sytuacji, że agresor nawet nie weźmie pod uwagę ataku. Bo taki jest sens zbrojenia się przez kraje, które same nikomu nie zagrażają, ale muszą znosić sąsiedztwo niereformowalnego bandyty.

Tak, to naturalne, że chcemy wierzyć, ufać, odsuwać od siebie najgorsze scenariusze. Byłoby jednak dobrze, gdyby tę wiarę i ufność opierać na realnych działaniach - każdego według jego możliwości, stanu, pozycji, powołania: na pełnych ufności modlitwach tych, którzy wierzą w moc przywoływania imienia Boga nad Rosją, Ukrainą, Polską i całym światem; na jednoznacznych wypowiedziach tych, którzy rozumieją znaczenie słów w wojnie informacyjnej; na realnych siłach odstraszających u tych, którzy odpowiednią bronią dysponują. A tą ostatnią nie są ani sympatyczne zdjęcia z pizzą pod Rzeszowem, ani tym bardziej przeprosiny za „zbyt daleko idące” deklaracje. Rosyjskie rakiety wystrzelone z Sewastopola na Lwów w drugim dniu wizyty Bidena w Polsce to nie była „próba sylwestra” ani serdeczne pozdrowienia z Krymu. To była komunikacja w jedynym języku, który rozumieją na Kremlu. A że to niekoniecznie nasz język? Cóż, języków obcych warto się uczyć. To bardzo ułatwia komunikację. A czasem ratuje życie.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina