Nie odchodzimy od stołu operacyjnego, gdy zaczynają wyć syreny alarmowe. To oczywiste, że ani pielęgniarki, ani lekarze nie pozostawią pacjenta w trakcie operacji - zaznaczył w rozmowie z PAP kardiochirurg z Lwowskiego Obwodowego Szpitala Klinicznego prof. Andriej Ratycz.
Prof. Ratycz uczestniczył we wtorek w Przemyślu w uroczystym przekazaniu sprzętu medycznego dla szpitala we Lwowie. Podkreślił, że pomoc na Ukrainę trafia z całego świata, np. z Anglii, USA, Polski.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
"Jest to bardzo ważne, bo liczba pacjentów zwiększyła się kilkukrotnie we Lwowie ze względu na to, że przyjeżdżają do nas osoby ze wschodniej Ukrainy. Część darów transportowana jest dalej w głąb Ukrainy na front. Dziękujemy za wszystko, przydają się nawet tak zwykłe rzeczy, jak szwy, antybiotyki, lekarstwa dla cukrzyków itd." - wyjaśnił.
Zaznaczył, że szpital kliniczny we Lwowie jest jedynym wykonującym w mieście operacje kardiochirurgiczne. Wyjaśnił, że po pomoc przyjeżdżają pacjenci z całej Ukrainy, np. z Doniecka, Odessy i z Kijowa.
"Wczoraj operowany był pacjent z Mariupola, który wymagał wymiany zastawki mitralnej. Wcześniej mieliśmy też pacjenta z Charkowa z chorobą wieńcową" - dodał kardiochirurg.
Zwrócił uwagę, że mimo trwającej wojny wiele osób nie może czekać dłużej na zaplanowany wcześniej zabieg kardiochirurgiczny.
"Ich stan po prostu wymaga pilnej interwencji, np. wymiany zastawki aortalnej, wszczepienia bypassów czy wymiany łuku aorty" - sprecyzował doktor.
Dodał, że kardiochirurgia jest we lwowskim szpitalu klinicznym od 50 lat, a od 20 lat współpracuje ze szpitalem specjalistycznym św. Jana Pawła II w Krakowie.
"Parę dni temu podczas operacji pacjenta z niedomykalnością zastawki aortalnej zawyły syreny alarmowe. To oczywiste, że nikt wtedy nie ucieka. Nie odchodzimy od stołu operacyjnego, gdy zaczynają wyć syreny alarmowe. Ani pielęgniarki, ani lekarze nie pozostawią pacjenta w trakcie operacji" - powiedział prof. Andriej Ratycz, dodając, że ranni podczas działań wojennych trafiają do szpitala wojskowego we Lwowie.
Doktor od urodzenia mieszka we Lwowie. Zapytany o to, jak wygląda sytuacja w jego rodzinnym mieście, podkreślił, że są tłumy ludzi na dworcach i dużo samochodów na ulicach.
"Część osób chce dostać się na Zachód, ale część woli zostać we Lwowie. W specjalnych punktach mogą uzyskać pomoc medyczną, psychologiczną, a także zorientować się, co dalej ze szkołą dla dzieci, co z pracą" - przekazał kardiochirurg.
Dodał, że nikt nie wierzył, że wybuchnie na Ukrainie wojna. "Sądzono, że to takie straszenie, ale będziemy walczyć, bo ze złem trzeba skończyć. Dużo ludzi porzuciło swoje biznesy, bo cały czas pracują na to, żeby było zwycięstwo. Nikt nie liczy się z czasem, swoim zajęciem czy ze zdrowiem. Każdy walczy jak może, by położyć kres tej wojnie" - opisał prof. Ratycz.
Jego zdaniem wojna niedługo powinna się skończyć. "Czujemy wsparcie świata. To ważne, że ludzie wyszli na ulice swoich miast i zwracają się z apelem do swoich rządów, że trzeba pomóc. Przyjechałem do Polski i też widzę, że nie jesteśmy sami. Dziękujemy, że pamiętacie o nas" - dodał kardiochirurg.