Pomoc milionom uchodźców z Ukrainy wymaga od nas współdziałania, dlatego powinniśmy się skupić na budowaniu skutecznego systemu, a nie wykorzystywać problemów do walki z politycznymi czy ideologicznymi przeciwnikami.
W pierwszym okresie wojny spontanicznie i z wielkim zapałem Polacy zaangażowali się w pomoc ukraińskim uchodźcom. Można było wręcz snuć analogie do zrywu naszego narodu w czasach pierwszej Solidarności, gdy skupialiśmy się na czynieniu dobra, budowaniu, a nie na niszczeniu i negatywnych działaniach. Jednak dość szybko zaczęły się pojawiać różnego rodzaju problemy, co jest jak najbardziej zrozumiałe, gdy w ciągu dwóch tygodni państwo o takim potencjale jak nasze przyjmuje 1,5 miliona uchodźców wojennych, a za chwilę napłyną kolejni, jeśli wojna się nie skończy, to niewykluczone, że drugie tyle. Podkreślam trudności, a nie kryzys, paraliż, zachwianie strukturami państwa czy życiem społecznym. Przypomnijmy, że w czasie pierwszej fali migracji z Afryki i Bliskiego Wschodu, która zaczęła się w 2015 r., Niemcy przyjęli zbliżoną liczba osób co my obecnie, tyle, że trwało to dwa lata, a nie dwa tygodnie i spowodowało tyle problemów, że kraj ten drastycznie ograniczył liczbę przyjmowanych migrantów i zapowiedział, że w przypadku kolejnej fali będą dążyć do zamknięcia granic UE dla uchodźców.
Obecne trudności w Polsce dotyczą przede wszystkim organizacji pomocy. Zwykli ludzie, wolontariusze, pracujący niemalże 24 godziny na dobę, zaczynają tracić siły i zwracają się do przedstawicieli rządu, aby koordynował działania pomocowe. Przedstawiciele rządu starają się sprostać tym problemom, jednocześnie wskazując jak wiele zrobili i jak dużo wysiłku jeszcze przed nami. Z kolei samorządy skarżą się na rząd, że niedostatecznie z nimi współpracuje i czekają na pieniądze z budżetu państwa na pomoc dla uchodźców. Jednocześnie pojawiają się w przestrzeni publicznej mocne oskarżenia wobec rządu o bezczynność, głownie pochodzą one z kręgów nieakceptujących rząd PiS.
Pojawiają się problemy
W krytyce działań na rzecz uchodźców należy rozróżnić te, które mają realne podstawy i mogą prowadzić do polepszenia działań pomocowych, od tych, która nie mają poparcia w faktach i powodują destrukcje.
Przykładem tej pierwszej może być artykuł red. Zuzanny Dąbrowskiej w „Rzeczpospolitej”, w którym przedstawiła słabe punkty systemu pomocy. Wśród nich wymieniła m.in. brak koordynacji działań ze strony rządu, który np. według samorządu powinien prowadzić relokacje uchodźców po całej Polsce, przepełnione dworce PKP, na których koczują przybysze, czy brak ludzie do pomocy w punktach recepcyjnych, gdyż wolontariusze nie dają już rady pracować z takim natężeniem jak dotychczas. Na tego typu problemy zwracają uwagę też osoby bezpośrednio zaangażowane w pomoc.
Co na rząd? Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł rozmawiał z wolontariuszami i organizacjami na temat problemów w funkcjonowaniu punktu recepcyjnego na warszawskim Torwarze, który został utworzony na jego zlecenie. Wyjaśniał nieporozumienia, apelując, aby rozwiązywać je bezpośrednio, a nie za pomocą mediów. Oglądając punkt na Torwarze trudno zauważyć jakieś poważne problemy, wszytko jest bardzo dobrze zorganizowane, choć oczywiście może to być zasługa wolontariuszy. W przyszłości obie strony mają ze sobą ściślej współpracować.
Realnym problemem są przepełnione dworce, szczególnie Centralny w Warszawie, w którym przebywa olbrzymia grupa uchodźców. Przy dworcu z inicjatywy wojewody Radziwiłła stanął namiot, gdzie mogą zjeść ciepły posiłek. Problem z dużym grupami Ukraińców jest też na innych dworach w dużych miastach. Tyle, że nie jest to wina rządu. Uchodźcy czekają tam na transport do krajów Europy zachodniej i nie chcą go opuścić, nawet gdy proponuje im się na kilka dni gościnę w domu. W reakcji na ten problem rząd uruchomił dla tej grupy specjalne pociągi, które będą jeździć do Monachium, Berlina, Frankfurtu, czy do Pragi.
Uchodźcy przybywają do dużych miast i nie chcą z nich wyjeżdżać na prowincje, mimo, że są tam dla nich przygotowane miejsca pobytu na dłuższy czas. Rząd nie zgadza się na przymusową relokacje i tłumaczy, że trzeba uszanować ich decyzje. Jednak ta sytuacja się powoli zmienia. Gdy zaczynają wychodzić z szoku po ucieczce z ojczyzny i jak dociera do nich, że nie ma perspektywy szybkiego powrotu na Ukrainę, co raz częściej zgadzają się na zakwaterowanie w mniejszych miejscowościach.
Wiceminister MSWiA Paweł Szefernaker w rozmowie z GN zwraca uwagę, że rząd reaguje na bieżąco na problemy, ale w sytuacji, gdy półtora miliona uchodźców wojennych przybyło do Polski, i to w tak krótkim czasie, nie da się wszystkiego zaprogramować i stworzyć systemu, który od razu będzie świetnie działał.
Rząd nic nie robi?
Nawet osoby, które nie są zwolennikami obecnego rządu, dostrzegają jego wysiłek i uwarunkowania, w jakich podejmuje problem uchodźców z Ukrainy. Jednak niestety nie wszyscy potrafią wznieść się ponad polityczne i ideologiczne niechęci. To właśnie ich głosy są wyjątkowo destrukcyjne, nie tylko zakłamują rzeczywistość, ale przede wszystkim prowadzą do rozbicia solidarności Polaków w stosunku do uchodźców i w konsekwencji szkodzą uciekinierom wojennym.
– Przedstawiciele państwa, jak słyszeliśmy w Sejmie, prezentują się jako bohaterowie pomocy. Ale nic nie zrobili! – stwierdza autorytarnie znany socjolog prof. Ireneusz Krzemiński. Zauważa także: „Premier dziś obiecuje właściwie tylko to, co PiS od 500+ nauczył się robić: dawać pieniądze. To ważne, by ludzie utrzymujący Ukraińców pieniądze dostali. Ale ważniejsze jest stworzenie systemu, który prowadziłby przybyszów ku samodzielności. I muszą wiedzieć, co ich czeka, na co mogą liczyć i co spełnić, aby poczuć się dobrze w nowych warunkach”. Jego obszerny tekst, krytykujące również opozycje, został opublikowany w „Rzeczpospolitej” dokładnie w dwa tygodnie po rozpoczęciu exodusu Ukraińców do Polski. Pan profesor z pewnością miał dość czasu, aby rzetelnie zapoznać się z działaniami podejmowanymi przez rząd. Opinie prezentowane przez prof. Krzemińskiego formułują także część innych obserwatorów życia politycznego. – Pomoc uchodźcom zorganizowały NGO-sy, obywatele, sami ludzie, wielka energia i ruch społeczny, a nie rząd – stwierdził w radiu RDC publicysta Jarosław Włodarczyk.
Tymczasem trzeba obiektywnie stwierdzić, że bez działań państwa pomoc na taką skalę i w tak krótkim czasie byłaby niemożliwa. To rząd zorganizował przejścia graniczne, aby nie było na nich kolejek i mimo napływu 1,5 miliona osób to się udało. To państwo przygotowało punkty recepcyjne, zapewniło całą logistykę, transport dla uchodźców autokarami i pociągami, dworce kolejowe, miejsca docelowe itd., i to również działa. Oczywiście olbrzymi wkład w przyjęcie uchodźców miało całe społeczeństwo, wolontariusze czy organizacje pomocowe i nikt im tego nie odbierze, ale bez działań rządu na szczeblu ogólnym doszłoby do chaosu, czego póki co na szczęście uniknęliśmy. W tym samy czasie do Niemiec dotarło trochę ponad 100 tys. uchodźców z Ukrainy i burmistrz Berlina stwierdził, że miasto jest na granicy wytrzymałości. Tymczasem Polska na razie skutecznie przeprowadza najprawdopodobniej największą i w najkrótszym czasie operację humanitarną w dziejach Europy.
W tym czasie rząd przeprowadził przez parlament, a prezydent podpisał specjalną ustawę, która całościowo reguluje funkcjonowanie uchodźców z Ukrainy w Polsce, tak, aby mieli u nas najlepsze jak to możliwe warunki do życia. Ustawa ta m.in. gwarantuje legalność pobytu obywatelom Ukrainy, a także ich małżonkom niemającym obywatelstwa ukraińskiego, którzy wjechali z Ukrainy do Polski od początku rosyjskiej inwazji. Pobyt ukraińskich uchodźców w naszym kraju będzie uznawany za legalny przez 18 miesięcy. Będą oni mogli m.in. otrzymać numer PESEL i założyć Profil Zaufany, podjąć w Polsce pracę i uzyskać dostęp do opieki zdrowotnej, a uczniowie i studenci kontynuować naukę w polskich szkołach i uczelniach. Uchodźcom z Ukrainy przysługiwać też będzie pomoc finansową, np. jednorazowo dostaną oni 300 zł na osobę.
Samorządy alarmowały, że nie mają środków na pomoc uchodźcom, choć państwo nakłada na nich cały szereg zdań. Ustawa rozwiązuje ten problem, bowiem przewiduje, że do samorządów trafi na ten cel 7 mld zł.
Wiele osób obawia się, czy damy radę zaopiekować się uchodźcami, gdy kolejne miliony dotrą do Polski. Z naszych informacji wynika, że rząd już się do tego przygotowuje. W każdym powiecie mają powstać punkty grupowego zakwaterowania w miejscach, gdzie jest taka możliwość, np. w salach sportowych czy halach wystawienniczych. Oprócz tego w bazie miejsc gotowych jest spora rezerwa. Cały czas są prowadzone rozmowy z partnerami z UE, aby inne państwa przyjmowały uchodźców. Polska zabiega też o pomoc finansową od UE, znaczące wsparcie zadeklarował prezydent USA. – Te działania dają sporą rezerwę na przyjęcie w Polsce i w Europie kolejnych uchodźców – ocenia wiceminister Szefernaker.
Zadanie, jakie stoi przed Polską, jest tak olbrzymie, że obecnie potrzebna jest solidarna praca wszystkich ludzi dobrej woli na rzecz stworzenia skutecznego, długofalowego systemu pomocy ofiarom agresji Putina, a nie wykorzystywanie ich tragedii dla walki politycznej czy ideologicznej. Otworzyliśmy dla Ukraińców „niebo dobroci”, nie wciągajmy ich do „polskiego piekiełka”.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
Bogumił Łoziński