Nie widać paniki, strachu. Wszyscy powtarzają, że Rosjanie „się kończą”, a Ukraińcy wciąż mają siły. Obrona terytorialna pięknie pracuje. Ludzie się modlą – tak o atmosferze panującej w Charkowie opowiada KAI ks. Wojciech Stasiewicz, kapłan z archidiecezji lubelskiej pracujący jako wikariusz parafii katedralnej w Charkowie i dyrektor Caritas Spes Charków. Ks. Stasiewicz opowiada też o sytuacji charkowskiej Caritas i dzieli się doświadczeniem rozmowy z kard. Konradem Krajewskim.
Ks. Wojciech Stasiewicz dzieli się pozytywnymi wrażeniami po powrocie do Charkowa (opuścił miasto na kilka dni, pomagając w ewakuacji kilku rodzinom mieszkającym w charkowskiej kurii). Wjeżdżając do miasta od strony południowej nie widział wielkich uszkodzeń, sklepy – choć tylko niektóre - były jednak otwarte, panował ruch na ulicach, ludzie ustawiali się w duże kolejki. Inaczej jest w centrum miasta – bardzo mały ruch, wszystko pozamykane, powybijane witryny sklepów.
Ogromny tłok na dworcu w Charkowie jest już od tygodnia. Pociąg odjeżdża 2 razy w ciągu dnia. Trudno się do niego dostać, gdyż jest bardzo wielu chętnych – ludzie uważają, że to obecnie najbezpieczniejszy możliwy transport. Jednak zdaniem ks. Stasiewicza, fala uchodźców z Charkowa słabnie. – Gdy wyjeżdżałem w Środę Popielcową były makabryczne korki. Teraz jest inaczej. Nie widać w ludziach paniki, strachu. Wszyscy powtarzają, że Rosjanie „się kończą”, że kończy się ich broń, że mają mało ludzi, a Ukraińcy są dobrze uzbrojenie i nie uruchomili jeszcze swoich rezerw. Ludzie są otwarci, gotowi, obrona terytorialna pięknie pracuje, wspomagana ze strony różnych osób – opowiada ks. Stasiewicz.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
Kapłan zaznacza, że w niedzielę wieczorem z Łucka wyjechał pierwszy TIR z pomocą dla Charkowa. To pomoc, która przekazana została do Łucka przez Caritas archidiecezji lubelskiej. Wcześniej jeszcze nic nie dotarło, wszyscy mają jednak nadzieję, że możliwe będą kolejne transporty.
Ks. Stasiewicz informuje, że charkowska Caritas zostanie częściowo przeniesiona do Kamieńskiego (dawniej Dnieprodzierżyńska). Pomoc rozdzielana będzie w tamtejszej parafii ojców kapucynów – korzystać z niej będzie mogła diecezja oraz organizacje współpracujące z Caritas. Sam ks. Stasiewicz – dyrektor Caritas - pozostaje w Charkowie. Zajmuje się pomocą na miejscu. Potrzebuje jej coraz więcej osób i grup. Zgłaszają się również m.in. szpitale.
Ks. Stasiewicz w Charkowie dysponuje obecnie pozostałościami z akcji wsparcia osób potrzebujących, którą tamtejsza Caritas przeprowadzała bezpośrednio przed wojną. – Tydzień przed wojną, chyba opatrznościowo, dostaliśmy też 1,5 t. pomocy z kancelarii prezydenta RP: m.in. chemię, kaszę z mięsem, gołąbki. To w tym momencie rozdajemy – opowiada.
Kapłan przed powrotem do Charkowa przebywał w Kamieńskiem, gdzie kupił m.in. 100 bochenków chleba dla szpitala. Jak podkreśla, do tej części Ukrainy nie dotarły jeszcze działania wojenne. Życie toczy się tam normalnie. Kontrole na drogach zaczynają się za miastem Dnipro. - Podczas jednej z takich kontroli podszedł do mnie człowiek z obrony terytorialnej. Patrzył się na ten chleb jak dziecko na cukierek. Dałem mu 20 bochenków. Był bardzo szczęśliwy – opowiada ks. Stasiewicz.
- Wielkie jest znaczenie modlitwy. Z kimkolwiek rozmawiam, wszyscy mówią – „modlimy się!”. Odmawiamy różaniec – w grupach, on-line. Wiemy, że modlitwa jest naszą jedyną siłą, by zwyciężyć. Ja sam teraz podczas podróży odmówiłem 12 różańców – mówi dyrektor charkowskiej Caritas. – Podczas kontroli zawsze pada pytanie o to, czy się posiada broń. Nie chcę wprowadzać niepotrzebnego zamieszania, więc mówię, że nie posiadam. Ale zawsze mnie korci, żeby powiedzieć „tak, mam różaniec” – dodaje.
Dzieli się również doświadczeniem rozmowy z kard. Krajewskim – papieskim wysłannikiem na Ukrainę. – Powiedział do nas piękne słowa: papież bardzo przeżywa to, co się dzieje, bardzo się modli za was. A wy po prostu się módlcie i wierzcie, bo wiara może góry przenosić – relacjonuje ks. Stasiewicz.