Reakcja (a właściwie jej brak) wielu sportowych federacji na rosyjską napaść plamią twarz światowego sportu. Znacznie lepiej zachowali się sami sportowcy.
27.02.2022 09:04 GOSC.PL
Rosyjska napaść na Ukrainę to wydarzenie, które zmienia nie tylko sytuację polityczną, ale cała naszą rzeczywistość, również w tych przestrzeniach, które wydają nam się być bardzo dalekie od polityki. Teoretycznie cały świat wyraża swoje oburzenie na to, co zrobiła Federacja Rosyjska, w praktyce jednak w wielu przypadkach to oburzenie czysto kurtuazyjne. Widać to wyraźnie na poziomie organizacji odpowiadających za światowy sport. UEFA, gdy Putin uznał separatystyczne republiki doniecką i ługańską, ogłosiła, że nie rozważa przeniesienia finału Ligi Mistrzów z Sankt Petersburga. Kilka dni później, w czwartek, w momencie gdy od kilku godzin świat patrzył na rosyjskie bombardowania ukraińskich miast, federacja zamieściła w mediach społecznościowych wpis, w którym życzyła wszystkim... "miłego czwartku". Dopiero pod wpływem powszechnego oburzenia, ze względu na konflikt postanowiła przenieść mecze rozgrywane pod swoją marką (m.in. wspomniany finał Ligi Mistrzów) z terenu Rosji i Ukrainy i właściwie tyle. Warto zaznaczyć, że głównym partnerem europejskiej federacji piłki nożnej (sponsorem głównym Ligi Mistrzów) jest Gazprom.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
FIFA nie zrobiła nawet tego. W czwartek wydała lakoniczny komunikat, w którym poinformowała, iż przygląda się rozwojowi sytuacji w kontekście planowanego na drugą połowę marca meczu barażowego Rosja-Polska. W piątkowe popołudnie na konferencji prasowej wystąpił szef światowej organizacji piłkarskiej, Gianni Infantino, przymuszony do tego wydanym tego dnia wspólnym oświadczeniem krajowych federacji z Polski, Czech i Szwecji, które zakomuinikowały, że żadna z tych drużyn do Moskwy na mecz nie pojedzie. Prezydent FIFA właściwie powtórzył komunikat o przyglądaniu się sytuacji i wyraził nadzieję, że do terminu meczu sytuacja będzie klarowniejsza. Czy miał na myśli ustanie działań wojennych w związku z zajęciem Ukrainy przez Rosjan to już wie tylko sam Infantino. Bo raczej nie liczył, że w ciągu trzech tygodni na Kremlu zmieni się władza i bandyci odpowiedzialni za tę wojnę nie będą już rządzić Rosją. Przy okazji na konferencji padło pytanie o bliskie relacje Infantino w Putinem (szef FIFA został m.in. odznaczony orderem). Zapytany o to, czy zamierza zwrócić odznaczenie całkowicie uciekł od pytania.
Nie lepiej zachowała się FIVB, czyli światowa federacja siatkarska, odpowiedzialna m.in. za organizację międzynarodowych rozgrywek, w tym mistrzostw świata. Otóż tegoroczne mistrzostwa świata mają być rozegrane w Rosji. Już po tym, gdy rosyjskie czołgi wjechały a rakiety spadły na Ukrainę, świat wiedział już o pierwszych niewinnych ofiarach tej wojny, FIVB wydała komunikat, w którym zaznaczyła, że przygotowania do mundialu siatkarskiego idą zgodnie z planem a organizacja wierzy, że nie należy mieszać polityki i sportu.
Lepiej zachowała się część sportowców. Poza licznymi symbolicznymi gestami część drużyn podjęła realne decyzje, mające wyrazić twardy sprzeciw wobec tego, co zrobiła Rosja. Decyzje, które niosą za sobą określone koszty sportowe. Najpierw, jeszcze w piątek, reprezentacja Polski w rugby na wózkach, która uczestniczyła w mistrzostwach Europy w Paryżu, odmówiła zagrania meczu z Rosją. Biało-Czerwoni zostali ukarani walkowerem i Rosji przyznano zwycięstwo, ale to nasi niepełnosprawni reprezentanci mogą dziś ze spokojem spojrzeć w lustro, a nie organizatorzy czempionatu. W ślad za nimi poszli kadrowicze w piłce nożnej. Najpierw prezes PZPN Cezary Kulesza, a następnie piłkarze z Robertem Lewandowskim na czele zakomunikowali kibicom (i FIFie), że nie zamierzają w ogóle wyjść na murawę w meczu z reprezentacją państwa, które rozpętało wojnę. Ich decyzja była szeroko komentowana w światowych mediach i przyjęta z dużym uznaniem. Kilka godzin później podobną decyzję podjęli Szwedzi, którzy mieliby zmierzyć się z Rosją w barażu, gdyby wygrali pierwszy mecz z Czechami, a Rosja pokonała Polskę. FIFA została postawiona przed wyborem: albo wykluczenie Rosji, albo kompromitujące wejście Sbornej do mundialu na skutek dwóch walkowerów. Na wysokości zadania stanęli też polscy siatkarze. Prezes PZPS, Sebastian Świderski wysłał do FIVB list, w którym poinformował, że "wobec inwazji na Ukrainę nie widzimy obecnie możliwości rywalizacji z drużynami z Rosji i państw popierających agresję Kremla". A warto tu przypomnieć, że jesteśmy aktualnymi mistrzami świata w tej dyscyplinie i nasza nieobecność na mundialu znacząco osłabi atrakcyjność turnieju.
Sportowcy zachowali twarz i honor. Światowe federacje się skompromitowały. Zawodnicy postawili działaczy pod ścianą. W takich sytuacjach brak wykluczenia reprezentacji Rosji z najważniejszych rozgrywek skompromituje federacje jeszcze bardziej. Jest jednak jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę w kontekście tej sytuacji. W licznych mediach na całym świecie, po opublikowaniu przez Biało-Czerwonych piłkarzy informacji o rezygnacji z rywalizacji z Rosją, pojawiły się komentarze i tytuły w rodzaju "Ogromna presja na Infantino", sugerujące, że prezydent FIFA (czy też jego odpowiednik w FIVB) staje teraz w jakiejś wyjątkowo trudnej sytuacji. To trzeba wyjaśnić. Ani FIFA, ani UEFA, ani FIVB nie znalazły się pod żadną "ogromną presją". Ogromną presję to odczuwają Wołodymyr Zełeński, Dmytro Kułeba i miliony Ukrainek i Ukraińców nocujących w schronach, koczujących w kolejce na granicy, drżących w swoich domach czy za chwilę nie spadnie na nich rosyjska rakieta, albo walczących z bronią w ręku, choć pewnie woleliby właśnie bawić na studenckiej imprezie, wyjść na sport, albo bawić się z dziećmi we własnym domu. Ogromną presję czują też obcokrajowcy, którzy zostali w ukraińskich miastach, jak choćby personel placówek dyplomatycznych, które nie zostały ewakuowane. To jest presja. Infantino i jego odpowiednicy mają po prostu do podjęcia decyzję, którą zapewne zapadnie w ich luksusowych gabinetach. Decyzję nieskomplikowaną i niekontrowersyjną. Prostą, z jedną, oczywistą możliwością słusznego wyboru. Miejmy więc miarę w tych tytułach.
Wojciech Teister