Czy istnieje życie poza Facebookiem? Pytanie absurdalne, ale wśród milionów użytkowników budzi dreszcz grozy. Bo uświadamia, jak mocno wielu z nas uzależniło się od tego medium.
Facebook stał się miejscem spotkań i dyskusji, domowym archiwum, kalendarzem, źródłem filmów, ale także narzędziem, przez które rejestrujemy się do innych firm czy instytucji. Gdy więc czytamy, że właściciel FB (oraz Instagrama) zapowiada zakończenie swojej działalności na terenie Europy, odbieramy tę informację jako dotyczącą nas osobiście. I bardzo dobrze. Cel szantażu, jakim posługuje się dziś koncern Marka Zuckerberga, jest jasny: chodzi o unijne regulacje dotyczące transferu danych osobowych, czyli głównego źródła zarabiania na FB oraz Instagramie. Europa – podobnie jak cały świat – usiłuje zmienić sytuację, w której państwa stają się zakładnikiem firm Big Tech, tracą kontrolę, nie osiągając żadnych wymiernych korzyści. Ale potencjalna możliwość zamknięcia Facebooka to szansa na zrobienie bilansu zysków i strat, zarówno na poziomie państw, jak i użytkowników.
W ostatnich latach powstało wiele filmów i seriali pokazujących zagrożenia wiążące się z uzależnieniem od mediów społecznościowych. Nie były one najwyższych lotów, może z wyjątkiem „Czarnego lustra” czy „Nie patrz w górę”. Jedną z tych mniej udanych produkcji jest „The Circle. Krąg” (Player). Warto jednak obejrzeć ten film, ponieważ pokazuje on, co może się wydarzyć, jak będzie wyglądać nasze życie już za kilka lat, jeśli nic się nie zmieni. „My już nie potrzebujemy państwa, to państwo potrzebuje nas” – mówi jeden z szefów Circle (potencjalny Facebook za 10 lat) podczas dyskusji o możliwości użycia infrastruktury firmy do organizowania powszechnych, obowiązkowych wyborów. Fabuła toczy się w sytuacji, gdy konta w serwisie Circle ma już 80 proc. obywateli USA, są one połączone z pełną dokumentacją prawną i medyczną. Przez Circle można załatwić wszystkie sprawy, co wiąże się z udostępnieniem wszelkich danych. Zero prywatności. Pełną transparentność zapewniają wszechobecne miniaturowe kamery, a ustalenie miejsca pobytu poszukiwanej osoby (nie tylko przestępcy) zajmuje mniej niż 20 minut. Politycy, by mieć szansę na „demokratyczny” wybór, muszą żyć online itd… Fantazja? A może horyzont, do którego galopujemy.
I w tej, i w innych produkcjach o czekającym nas „nowym, wspaniałym świecie”, pojawia się magiczne słowo: społeczność. Nie schodzi ono z ust szefów technologicznych gigantów. Społeczność, która nie ma tożsamości ani granic, przypomina raczej mrowisko lub rój, gdzie wszystkie zachowania i odruchy są stadne, nastawione wyłącznie na zaspokojenie potrzeb życiowych. To bardzo wygodne – mieć cały świat w jednym smartfonie, na wyciągnięcie palca. Warto jednak żyć tak, by móc się bez niego obejść.•
Piotr Legutko