Zniszczenie dobrych obyczajów jest bardziej niebezpieczne niż wprowadzenie złego prawa.
Podróże pociągiem bywają uciążliwą koniecznością, ale także okazją do pouczających obserwacji. Kilka dni temu musiałem skorzystać z usług polskich kolei. Myślałem, że spokojnie poczytam książkę, ale okazało się, że ten sam wagon wybrała grupa osób w moim wieku, czyli zdecydowanie nie najmłodszych, która wracała z wypoczynku w górach. Podróż umilali sobie alkoholem ukrytym w butelce po pepsi i rozmową, w którą – chcąc nie chcąc – zaangażowany był cały wagon. Z konwersacji, a raczej z kilku rozmów wykrzykiwanych przez nich równocześnie, wywnioskowałem, że są związani w jakiś sposób z teatrem. Zakładam więc, że były to osoby wykształcone. Niestety, poziom rozmowy, wulgarnych aluzji i niskich dowcipów wcale o tym nie świadczył. Przetrwaliśmy w tej atmosferze prawie dwie godziny – o dwie godziny za długo! Następnie, cytując poetę: „wstałem i wygarnąłem (…) wściekłość dodawała mi skrzydeł.
Zwróciłem uwagę na prostą rzecz. Gdybym wstał i sprowokowany nieznośnym zachowaniem uderzył któregoś z mężczyzn, moje zachowanie zostałoby uznane za naruszenie godności osobistej. Natomiast słowne molestowanie pasażerów wagonu najwidoczniej jest uważane przez tę grupę za coś normalnego… Na szczęście zrozumieli. Ucichli, a żegnając się, przeprosili mnie kilkukrotnie.
Dlaczego o tym piszę? By zwrócić uwagę na znaczenie dobrych obyczajów, które niestety zanikają. To właśnie one chronią nas przed pokładami wulgarności, które nosi w sobie chyba każdy z nas. Jeśli brakuje dobrych obyczajów, skazani jesteśmy na źle rozumianą autentyczność. Każdy z nas staje się miarą dla samego siebie i równocześnie narzuca tę miarę innym. Zniszczenie dobrych obyczajów jest bardziej niebezpieczne niż wprowadzenie złego prawa. Prawo można łatwo zmienić, natomiast skutki złych obyczajów przechodzą na następne pokolenia. Dlatego św. Augustyn pisał: „Obyczaju ludu Bożego i postanowień przodków należy trzymać się jak prawa”.•
o. Wojciech SURÓWKA OP