Drobnostka

Opowiadała, że sprawiają Jezusowi większą przyjemność niż panowanie nad światem czy wielkodusznie zniesione męczeństwo. Co takiego?

Zanim zajmę się mniszką w brązowym habicie, przywołam genialną myśl czarodzieja w szarym płaszczu. „Saruman jest pewny, że jedynie wielka moc może trzymać zło w szachu – powiedział Gandalf Szary. – Ja uważam inaczej. Odkryłem, że to drobiazgów i codziennych uczynków zwykłych ludzi zło nienawidzi najbardziej, najprostszej życzliwości i miłości" (J.R.R. Tolkien, „Władca Pierścieni”). I cóż z tego, że już to kiedyś cytowałem? Wciąż jestem pod wrażeniem tych słów. Mithrandir, zwany w Śródziemiu Szarym Pielgrzymem, musiał znać „małą drogę” zaproponowaną przez młodziutką karmelitankę z Lisieux.

„Kiedy nic nie czuję, gdy jestem niezdolna do modlitwy i praktykowania cnoty, wtedy to właśnie jest stosowna chwila, by szukać drobnych okazji, tych małych «nic», które sprawiają większą przyjemność Jezusowi niż panowanie nad światem czy nawet wielkodusznie zniesione męczeństwo: na przykład uśmiech, uprzejme słowo powiedziane wtedy, gdy miałoby się ochotę nic nie mówić albo okazać znudzenie – bez owijania w bawełnę pisała Mała Tereska ‒ „Ach, wiem, dla Ciebie święci też porywali się na szaleństwa, będąc orłami dokonywali rzeczy wielkich... Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich”.

Pociąga nas to, co spektakularne, nadające się na pierwsze strony gazet. A Bóg, który na miejsce narodzin swego Syna wybrał grotę w niewielkim Betlejem, kocha małe, kruche, błahe, niepozorne gesty.

Zacząłem od Gandalfa, to skończę na… Galfrydzie. To kot z poematu Christophera Smarta, który „jest mieszaniną powagi i łobuzerstwa”, „potrafi skakać przez kij, w czym widać cierpliwe poddawanie się próbom”, „zwalcza Diabła, czyli śmierć, żyjąc rześko i z zapałem” i „mruczy z wdzięcznością, gdy Bóg pochwali go jako dobrego kota” (tłumaczenie Stanisława Barańczaka).

„Przed oborą siedzą w kucki sąsiedzi i czekają aż krowy urosną”. To fragment haiku w stylu Mumio? Nie! Znakomity dziennik o. Michała Zioło, do którego wracam od lat. W „Dzienniku Galfryda” trapista łapie chwile na gorącym uczynku, spisuje drobiazgi. „Tego dnia nic się nie wydarzyło. Świeciło słońce nad klasztorem i dobrze grzały kaloryfery”. „Bóg się rodzi, moc truchleje. Pan niebiosów obnażony, Ogień krzepnie, blask ciemnieje. Oj trzeba się wziąć za zmywanie naczyń…”.

Drobnostka. Świętość na wyciągnięcie ręki.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz