Istnieje świat biologii i świat maszyn. Jeden jest oparty na związkach węgla (ten pierwszy), a rusztowaniem drugiego jest krzem. Jakiś czas temu te dwa światy zaczęły się przenikać. Czy kiedykolwiek się zintegrują?
Sceptycyzm, a nawet daleko idąca ostrożność są tutaj jak najbardziej zrozumiałe. Maszyny, implanty, które wzbogacają albo czasami nawet uzupełniają człowieka, to temat szerzej znany z filmów science fiction. W rzeczywistości ludzi, którzy korzystają w najbardziej podstawowy z możliwych sposobów z elektroniki, jest bardzo wielu. Na przykład implant ślimakowy pozwala setkom tysięcy osób słyszeć. Choć biologia skazała ich na to, by byli głusi. Aż trudno zliczyć, ilu ludzi żyje dzięki rozrusznikowi serca. Coraz więcej osób może funkcjonować dzięki implantom, które wysyłają impulsy wtedy, gdy nadchodzi atak padaczkowy. A wciąż nie przekroczyliśmy nawet progu rewolucji, która nas czeka. Jeżeli się jej boimy, jeżeli uważamy, że nie powinniśmy tych technologii rozwijać, należałoby to wprost powiedzieć osobom, które dzięki implantom żyją albo które dzięki nim mogą normalnie funkcjonować. Elektronika coraz częściej będzie wszczepiana w nasze ciała. Na początku (jak teraz), by naprawić „błędy” biologii, potem – by ją udoskonalić. Gdzie przebiega granica? W którym momencie powiedzieć „dość”? Nie mam pojęcia. To zresztą nie tylko problem tej jednej technologii, ale w zasadzie każdej innej. Kiedy powiedzieć „dość”? I kto to ma zrobić?
Integrację tych dwóch porządków umożliwia fakt, że zarówno komunikacja pomiędzy żywymi komórkami, jak i komunikacja pomiędzy elementami elektronicznych układów oparta jest na tych samych zasadach – na przepływie impulsów elektrycznych. Ale nawet gdybyśmy byli w stanie wszczepiać do mózgu kości pamięci (np. ze znajomością kolejnych języków obcych), a do mięśni syntetyczne włókna, wciąż elektronika i biologia będą dwoma światami. Pełna integracja nastąpi (będzie mogła nastąpić) dopiero wtedy, gdy nauczymy się budować elektronikę opartą na węglu. Wtedy układ elektroniczny i biologiczny będą już jednym (chemicznym) światem. Czy to możliwe? Na razie nie, ale kiedyś chyba tak. Elektronikę opartą na węglu już zaczynamy budować, choć na razie to wciąż próby. Nie wiadomo, w którą stronę pójdą, nie wiadomo też, gdzie i jakie przeszkody napotkają. Bo to, że one się pojawią, to pewne. Tak samo pewne jak to, że uda nam się je ominąć albo przeskoczyć. Kiedy to nastąpi? W przyszłości. Na razie to jedyna pewna odpowiedź.
Tomasz Rożek