USA: Jednostka, która wylatuje do Polski, należy do elity amerykańskiej armii

Żołnierze USA, którzy w ramach ogłoszonej w środę decyzji Pentagonu w czwartek wylatują do Polski, by zasilić wschodnią flankę, to część jednej z najsłynniejszych i najbardziej elitarnych jednostek - 82. dywizji powietrznodesantowej. Ostatnią zagraniczną misją spadochroniarzy była ewakuacja cywili z Afganistanu.

Fort Bragg w Karolinie Północnej należy do najbardziej znanych baz wojskowych w USA z dwóch względów: jest to baza sił specjalnych US Army, czyli słynnych "zielonych beretów", a także spadochroniarzy z 82. dywizji powietrznodesantowej. To właśnie z tej drugiej jednostki przyleci do Polski 1,7 tys. żołnierzy piechoty w ramach wsparcia sojuszników USA w obliczu koncentracji wojsk Rosji na Białorusi i wokół Ukrainy.

Historia dywizji sięga 1917 r. i od tamtej pory jednostka ta brała udział w niemal każdym konflikcie zbrojnym Ameryki, uczestnicząc w najtrudniejszych misjach. W czasie II wojny światowej jej żołnierze zasłynęli m.in. z "pół-samobójczej" budowy mostu pontonowego przez rzekę Waal w Holandii w ramach operacji "Market Garden" w trakcie próby wyzwolenia Nijmegen. Akcja, upamiętniona m.in. w filmie "O jeden most za daleko", w trakcie której zginęło 48 spadochroniarzy, jest każdego roku honorowana rekonstrukcją historyczną w Forcie Bragg.

Dywizja zwana jest przez Pentagon "gwardią honorową Ameryki" i nosi przydomek "All American", który widnieje na naszywkach żołnierzy.

Jednostka stanowi fundament amerykańskich sił szybkiego reagowania i znana jest z utrzymywania wysokiego poziomu gotowości bojowej, dzięki czemu może dotrzeć na miejsce operacji w ciągu kilkunastu bądź kilkudziesięciu godzin.

"To jest na pewno część tego etosu, który tam się wpaja. Jeśli jesteś w 82., musisz być przygotowany, że teoretycznie możesz być wezwany do wyruszenia gdzieś na drugi koniec świata w każdej chwili. To nie jest miejsce dla tych, którzy chcą spokojnie dotrwać do końca służby" - mówi PAP Phil, weteran dywizji i wojny w Afganistanie, a obecnie pracownik jednej z rządowych agencji. "Miałem do czynienia z Polakami i mogę potwierdzić, że to świetni żołnierze" - dodaje.

Jak przypomniał w środę rzecznik Pentagonu John Kirby, w przypadku ostatniej misji tych sił - bezprecedensowej akcji ewakuacji cywilów z Kabulu - żołnierze "All American" byli na miejscu po 48 godzinach od wydania rozkazu. Dowódca dywizji gen. Christopher Donahue był ostatnim żołnierzem USA, który opuścił płytę lotniska.

Jak mówi Phil, dla wielu żołnierzy, którzy uczestniczyli w operacji, ewakuacja Kabulu była najtrudniejszą w ich życiu i głęboko niektórymi wstrząsnęła.

"Koledzy mi opowiadali o scenach, które na długo zapadły im w pamięci. Ale od tego jest ta dywizja. Od takich niemożliwych sytuacji" - mówi.

Jak powiedział PAP w środę były szef Grom gen. Roman Polko, członkowie jednostki współpracowali z polskimi żołnierzami wielokrotnie, m.in. podczas misji w Kosowie, Afganistanie i Iraku.

"Miałem możliwość współdziałać z nimi i realizować niektóre misje, chociażby w Kosowie w poszukiwaniu handlarzy organami ludzkimi. To są świetni żołnierze, z którymi na pewno naszym żołnierzom z 6. Brygady Powietrznodesantowej, czy 25. Brygady Kawalerii Powietrznej będzie się świetnie współpracowało" - powiedział wojskowy.

"Oni nie patrzą na narodowość sojuszników, tylko na ich kompetencje. Dlatego, gdy wyjeżdżałem na misję prosiłem, byśmy działali w amerykańskim sektorze, bo tam wszytko jest podporządkowane celom misji i nie ma podziałów na +moje-twoje+, tylko jak jest konkretne zadanie, to na jego wykonanie idzie cała koncentracja" - dodał.

« 1 »