Symetria życzliwości

Myśl wyrachowana: Nikt nie odpowie miłością na cokolwiek innego niż miłość.

Franciszek Kucharczak

|

03.02.2022 00:00 GN 5/2022 Otwarte

dodane 03.02.2022 00:00

Kiedyś, podczas kursu ewangelizacyjnego, ktoś zgłosił pretensje do talerzy używanych przy posiłkach. Talerze zakupiła wspólnota, ale „inny podmiot” uważał je za swoje. Kiedy rozważaliśmy z księdzem, jak wybrnąć z tej bzdurnej sytuacji, przypomniały mi się słowa Jezusa: „Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące!”. Gdy wypowiedziałem je na głos, obaj wiedzieliśmy, co należy zrobić: odpuścić. Niech biorą, co chcą, błogosławimy im. I w tej chwili spadło z nas napięcie, konflikt błyskawicznie wyparował, a miejsce niesnasek zajęła wzajemna życzliwość.

Nie przypominam sobie takiej sytuacji, żebym cokolwiek dobrego osiągnął przez upór przy swoim i wymuszanie swoich racji. I nie miało żadnego znaczenia to, czy miałem słuszność, czy też nie. Za to zawsze gdy pod prąd swoim ambicjom wybierałem prawo Ewangelii, pojawiały się błogosławione skutki.

Piszę o tym, bo po moich niedawnych tekstach, w których poruszyłem temat relacji Kościoła do judaizmu, otrzymałem sporo krytycznych komentarzy. Dominowało w nich niezadowolenie z powodu życzliwych gestów wobec Żydów. Powtarzało się stwierdzenie, że Żydzi nie wykazują się wobec nas równą życzliwością. „Czy skoro my obchodzimy Dzień Judaizmu w Kościele katolickim, Żydzi obchodzą u siebie dzień katolicyzmu?” – pisali oponenci. „Dlaczego rabin Schudrich nie świętuje Bożego Narodzenia?” – pytał pan Sylwester, nawiązując do tradycji wspólnego zapalania świec chanukowych w pałacu prezydenckim. Z kolei pan Kacper dopytywał: „Widział Pan kiedyś uroczystość zapalenia choinki w żydowskiej synagodze? Albo jakieś symboliczne ustawienie dekoracji grobu Pańskiego podczas Świąt Wielkanocnych? Albo procesję Bożego Ciała dookoła Muzeum Żydów Polskich?”.

Paradoks polega na tym, że taka retoryka wynika z logiki Starego Testamentu. I oto my, akcentując różnicę między chrześcijaństwem a judaizmem, stosujemy zakorzenioną w judaizmie zasadę odpłaty: ty mi dobrze – ja ci dobrze, ty mi źle – ja ci źle.

Pan Jezus zakwestionował mentalność typu „oko za oko i ząb za ząb”, a my z uporem do niej wracamy, domagając się symetrii w okazywaniu sobie życzliwości. My – uczniowie Chrystusa. Nic dziwnego, że wciąż siedzimy w tej samej klasie, żrąc się nie tylko z Żydami, ale nawet z chrześcijanami innych wyznań.

„Miłość nie szuka swego” – pisze apostoł. My nie potrzebujemy wzajemności, żeby okazywać miłość. Więcej: nie może być dla niej przeszkodą nawet czyjaś wrogość.

Jeśli cokolwiek ma kogokolwiek przekonać do chrześcijaństwa, to tylko bezinteresowna miłość. Manifestowanie wyższości i gadanie innym: „was trzeba nawracać”, jakoś się nie sprawdza. Chrześcijanie robią to już dwa tysiące lat i jakoś bez efektów. I dalej próbują. 

1 / 2
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak