20stycznia 1942 roku w Wannsee, na przedmieściach Berlina, odbyło się pewne spotkanie. Robocze. Przy kawie i rogalikach wysocy urzędnicy państwowi przyjęli plany eksterminacji na skalę przemysłową narodu żydowskiego. Nie rozmawiano o tym „czy”, ale jak technicznie wymordować 11 mln ludzi.
O wydarzeniu sprzed 80 lat opowiada film dokumentalny „Śniadanie w Wannsee” Piotra Mielecha (TVP Historia). Odtworzenie swobodnej atmosfery spotkania kontrastuje z jego straszliwymi konsekwencjami. Poznajemy dyskutantów. Nie są nimi oprawcy z gestapo czy SS, ale urzędnicy różnych resortów. Każdy ocenia ludobójstwo ze swojej perspektywy. Na przykład sekretarz stanu Pełnomocnika ds. Planu Czteroletniego chce, żeby z deportacji czasowo zostali wyłączeni Żydzi – robotnicy zatrudnieni w przedsiębiorstwach pracujących na potrzeby armii, zaś sekretarz stanu w rządzie Generalnego Gubernatorstwa sugeruje, aby Zagłada rozpoczęła się od Żydów polskich. Ze względów logistycznych. Protokolant Adolf Eichmann odpowiada za wdrożenie podjętych ustaleń.
Dlaczego rocznica tamtego śniadania jest tak ważna? Oczywiście to nie wtedy i nie w Wannsee podjęto decyzję o Zagładzie. Konferencja miała charakter techniczny. Masowe mordy ludności żydowskiej dokonywane przez Einsatzgruppen rozpoczęły się wcześniej, w sierpniu 1941 roku, po ataku na ZSRR. Ale to dzięki protokołom z Wannsee można przekonać się, że Holocaust nie był szalonym ekscesem nazistów, odizolowanych od społeczeństwa ludzi obłąkanych nienawiścią. „Ostateczne rozwiązanie” (znaczący eufemizm) było operacją zaplanowaną, zorganizowaną i przeprowadzoną przez aparat państwa niemieckiego. W ludobójstwo Żydów zaangażowano wszystkie urzędy, setki tysięcy ludzi, na zimno kalkulowano, co i w jakiej kolejności należy zrobić, by mordowanie było jak najbardziej efektywne. Plany eksterminacji dotyczyły także Żydów z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szwajcarii, Hiszpanii czy Turcji, a więc krajów niepozostających w 1942 roku pod okupacją.
Śniadanie w Wannsee trzeba przypominać, bo więcej mówi o naturze Holocaustu niż przejmujące, drastyczne obrazy wojny. Totalitarnej machiny zbrodni nie da się oddzielić od państwa. Nie chodziło tylko o eksterminację, ale o wcześniejsze wykorzystanie Żydów jako siły roboczej, także o rabunek ich mienia na skalę przemysłową. Dlatego polityka historyczna dzisiejszych Niemiec, w której próbuje się oddzielać zbrodniczych nazistów od zwyczajnych obywateli, obsadzanych w roli ofiar, jest wierutnym kłamstwem. Podobnie jak gorączkowe poszukiwanie współsprawców Holocaustu wśród narodów okupowanych, których obywatele także byli skazani na eksterminację. Nie ma innej drogi niż pojednanie i przebaczenie, ale powinny być one budowane na prawdzie. •
Piotr Legutko