Słowo, które ma moc zbawić, to nie słowo magiczne

Praktyka jest podstawową sprawą w życiu duchowym, bo ona nas prawdziwie kształtuje. Jak mówi stare porzekadło: „praktyka czyni mistrza”. Nie czyni tego sama wiedza.

Czytając List św. Jakuba (Jk 1,19–2,26)



Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Gniew bowiem męża nie wypełnia sprawiedliwości Bożej (Jk 1,19–20).

Słuchanie i powściągliwość od reakcji gwałtownych jest znamieniem współpracy z Duchem Świętym. Pan Jezus w Ewangelii mówi o słuchaniu i wypełnianiu słowa Bożego. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale (Mt 7,24). Słuchanie jest podstawowym wymiarem duchowości. Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze, że wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17). Słuchanie ma być takie, żeby usłyszeć słowo Chrystusa. Nie chodzi o słuchanie tępe, rejestrujące tylko to, co bezpośrednio brzmi w tekście, tj. jedynie pierwsze, bezpośrednie znaczenie, albo, co spotyka się jeszcze częściej, słuchanie wybiórcze, czyli słyszenie tylko tego, co się chce usłyszeć. Jest to niestety bardzo częste zjawisko. Istnieje w nas bardzo mocne pragnienie potwierdzenia siebie i dlatego często słyszymy jedynie to, co chcemy usłyszeć. Znana jest zabawa w głuchy telefon, w której informacja podana na ucho i przekazywana na ucho kolejnym uczestnikom zabawy na końcu wypowiedziana głośno niewiele ma wspólnego z tym, co zostało pierwotnie powiedziane. Ponieważ jest to zabawa, nikt nie ma żadnego interesu w tym, by specjalnie przekręcać usłyszaną wiadomość, ta zabawa pokazuje, jak informacja jest inaczej odbierana przez słuchającego i w związku z tym także inaczej przekazywana kolejnemu. Kiedy na to zwykłe inne rozumienie nakłada się jeszcze lęk przed usłyszeniem niechcianej prawdy lub pragnienie usłyszenia czegoś potwierdzającego nasze pragnienia, efekt jest jeszcze bardziej wymowny. Widać zatem, jak niezmiernie ważna jest umiejętność słuchania. W duchowości benedyktyńskiej słuchanie jest podstawą. Reguła zaczyna się od słowa: „słuchaj” – „Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca” (RB Prol. 1). Do tego samego wzywa codzienna modlitwa Żyda – „Szema Israel”:

Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił, przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach (Pwt 6,4–9).

Czytaj Pismo Święte: biblia.gosc.pl

Religia żydowska jest religią słowa, natomiast chrześcijaństwo można nazwać religią Słowa Wcielonego. Dlatego słuchanie jest dla nas tak ważne.

Gabriel Bunge w książce „Wino demonów” tak właśnie określa gniew, który zaciemnia umysł człowieka i nie wypełnia Bożej sprawiedliwości. W Biblii istnieje jednak także gniew dobry. Tak było np. wówczas, gdy Pan Jezus wypędził przekupniów ze Świątyni wpadłszy w gniew, który jednak wynikał z „gorliwości o dom Ojca, która Go pochłaniała” (zob. J 2,17). Podobnie w Pierwszej Księdze Machabejskiej, gdy jeden z Żydów chciał złożyć ofiarę zgodnie z nakazem króla, ale wbrew nakazom Prawa, zobaczył to Matatiasz, zapłonął gorliwością i zadrżały mu nerki, i zawrzał gniewem, który był słuszny. Pobiegł więc i zabił tamtego obok ołtarza (1 Mch 2,24).

Słuszny gniew

Słuszny gniew, który, jak widać występuje w życiu, może się pojawić, jednak zawsze trwa krótko. On nie może trwać długo w sercu. Gniew jest gwałtowną reakcją na coś oburzającego, bezbożnego. Gniew trwający długo musi być podsycany i dlatego na pewno nie jest słuszny.

Odrzućcie przeto wszystko, co nieczyste, oraz cały bezmiar zła, a przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze (Jk 1,21).

Słowo, które ma moc zbawić, to nie słowo magiczne. W tamtych czasach – co okazuje się dzisiaj powracać – była modna magia, w której chodzi o osiągnięcie efektów nadzwyczajnych poprzez gesty i słowa. Prawdopodobnie ponieważ niektórzy zaczęli używać imienia Jahwe do celów magicznych, dlatego Żydzi przestali to imię w ogóle wymawiać, zastępując je innymi słowami: Adonaj, Pan, Wiekuisty. Słowo Boże nie jest słowem magicznym, które samo w sobie coś zmienia. Słowo, które zbawia, to słowo Ewangelii – Dobrej Nowiny – nowiny o tym, że Bóg jest miłością. Słowo, które otwiera nasze serce, bo jest świadectwem miłości, niewyobrażalnie wielkiej miłości Boga. I właśnie to słowo dokonuje przemiany naszego serca, jest to słowo łagodności, bo jest związane z miłosierdziem Boga.

Praktyka czyni mistrza

Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo (Jk 1,22–25).

Tutaj ujawnia się praktyczna mądrość św. Jakuba. Na podstawie tego, co czytamy w tym fragmencie, uważam ten list za najbardziej monastyczny z tekstów Nowego Testamentu. Duchowość monastyczna bowiem stara się wprowadzić w czyn zasady Ewangelii. Można nawet powiedzieć, że wszystkie reguły zakonne są próbą wprowadzenia zasad Ewangelii w życie. Są one lepsze lub gorsze, i zawsze związane z wyobrażeniami związanymi z rozumieniem samej Ewangelii. Niemniej najważniejsze jest to, że reguła życia monastycznego jest próbą wprowadzenia zasad ewangelicznych w życie w konkretnej sytuacji. Święty Jakub jest bardzo praktyczny i wzywa do praktykowania zasad wygłaszanych przez Pana Jezusa. Praktyka jest podstawową sprawą w życiu duchowym, bo ona nas prawdziwie kształtuje. Jak mówi stare porzekadło: „praktyka czyni mistrza”. Nie czyni tego sama wiedza.

Jeżeli ktoś jest gadułą

Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw (Jk 1,26).

O języku bardzo mocno wypowiada się św. Jakub w 3. rozdziale tego listu. Tutaj jedynie mamy zapowiedź. Jednak pojawia się tu bardzo ważne stwierdzenie: jeżeli ktoś jest rozgadany, jest gadułą, to nie jest naprawdę człowiekiem religijnym. Wcześniej była mowa, że każdy powinien być chętny do słuchania, nie do mówienia. Namiętność gadania, bo trzeba mówić o namiętności mówienia, w istocie chce zagłuszyć prawdę, która się rodzi z wsłuchania się w ciszę. Bardzo boimy się prawdy o sobie, bo zawiera ono także ciemną stronę, której nie lubimy, a nawet lękamy się ją odsłonić, stąd rozgadanie jako rodzaj zagłuszania siebie. Najczęściej i najchętniej ludzie rozmawiają o innych. Łatwiej jest rozmawiać o innych, o ich problemach, niż skonfrontować się z prawdą o sobie. Gadanie, obmawianie, plotkowanie jest zjawiskiem dosyć powszechnym, gdyż jest reakcją na bardzo silny lęk o nasze dobre mniemanie o sobie. W Starym Testamencie w Księdze Przysłów czytamy: Nie uniknie się grzechu w gadulstwie (Prz 10,19). Rzeczywiście, kiedy człowiek dużo mówi, to trudno uniknąć grzechu. Pastor luterański, Dietrich von Bonhoeffer, który był zamieszany w spisek na życie Hitlera i został stracony w więzieniu dosłownie na kilka dni przed zakończeniem II wojny światowej, w swoich notatkach więziennych pisze mocne słowa o gadaniu. Pisze, że w tym miejscu [tj. w więzieniu, w celi śmierci] wszystkim się wydaje, że mogą gadać o wszystkim. Nazwał tę tendencję do gadania namiętnością. Ludzie chcieli zagłuszyć w sobie wszystkie stresy, jakie przeżywali. Gadaniem uciekali od siebie samych i tego, co ich czekało. Łatwo zaobserwować w sobie tę nieumiejętność milczenia, skupienia się na tym, co istotne w nas, gdy pójdziemy na chwilę medytacji lub adoracji.



Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca jest taka: opiekować się sierotami i wdowami w ich utrapieniach i zachować siebie samego nie skażonym wpływami świata (Jk 1,27)

Druga część tego zdania jest innym sformułowaniem tego, co napisał św. Paweł w Liście do Rzymian: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Nie dać się pokonać namiętnościom, które rządzą światem: pożądliwości ciała, pożądliwości oczu, pysze tego żywota (zob. 1 J 2,16), jest dla nas sprawą najważniejszą od strony praktycznej.

Spojrzenie ewangeliczne

Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato przyodzianego i powiecie: «Ty usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? (Jk 2,1–4).

Widać, jak św. Jakub wysoko stawia poprzeczkę dla wierzących, bo rzeczywiście pojawiają się takie sytuacje. Przychodzą do kościoła żebracy oraz ludzie dobrze sytuowani. Jednak tutaj nie można traktować słów św. Jakuba jako bezwzględną zasadę, bo często ci ludzie biedni starają się wykorzystać dobroć innych, ich stan często nie wynika z nieszczęścia, ale z wygodnictwa, gdyż jak się okazuje, można nieźle wyżyć z żebrania. Wydaje się, że sytuację trzeba rozeznawać i nie można ulegać czyjemuś cwaniactwu. Popiera się w ten sposób jedynie ich wygodę i bierze się udział w ich grzechu naciągania innych i rezygnacji z wysiłku, aby samemu zarobić na siebie. Jednocześnie ci ludzie odbierają innym, którzy prawdziwie pomocy potrzebują, wsparcia od bogatszych. Świętemu Jakubowi chodziło niewątpliwie o to, że zazwyczaj oceniamy ludzi według ich wyglądu, majętności, pozycji społecznej itd. Natomiast Bóg nie ma względu na osoby, u Niego liczy się zupełnie coś innego. Trzeba mieć w sobie otwartość na wszystkich, bo szczególnie w tych ubogich przychodzi do nas Chrystus. Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Jeżeli patrzymy oczami tego świata, gdzie ocenia się według zewnętrznego wyglądu, to nie jest to spojrzenie ewangeliczne.

On widzi to, co w sercu

Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują? Wy zaś odmówiliście ubogiemu poszanowania. Czy to nie bogaci uciskają was bezwzględnie i nie oni ciągną was do sądów? Czy nie oni bluźnią zaszczytnemu Imieniu, które wypowiedziano nad wami? Jeśli przeto zgodnie z Pismem wypełniacie królewskie Prawo: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego, dobrze czynicie. Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców (Jk 2,5–9).

Jakub nawiązuje tutaj prawdopodobnie do konkretnej sytuacji, którą zaobserwował. Naturalne poważanie dla osoby bogatej przyćmiło zasadę miłości bliźniego niezależnie od jego statusu społecznego i wyglądu. W tym czasie sam Kościół składał się w większości z ludzi ubogich. I to oni stali się bogaci w wierze, jak o tym pisze św. Paweł w Liście do Koryntian:

Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Według oceny ludzkiej niewielu [tam] mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nieszlachetnie urodzone według świata oraz wzgardzone, i to, co [w ogóle] nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga (1 Kor 1,26–29).

Bogactwo daje człowiekowi poczucie siły i wyższości. To niestety często prowadzi do zarozumiałości, do pychy i aż po bluźnierstwa. Nierzadko dopiero jakieś nieszczęście i bieda uczy człowieka pokory. Wzgląd na osoby ma charakter czysto zewnętrzny, a u Chrystusa jest dokładnie odwrotnie: On widzi w nas to, co jest w sercu, a nie zwraca uwagi na to, co na zewnątrz.

Prawo wolności, czyli prawo miłości

Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie. Ten bowiem, który powiedział: Nie cudzołóż!, powiedział także: Nie zabijaj! Jeżeli więc nie popełniasz cudzołóstwa, jednak dopuszczasz się zabójstwa, jesteś przestępcą wobec Prawa. Mówcie i czyńcie tak jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności. Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem (Jk 2,10–13).

Wcześniej św. Jakub pisał: Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców (Jk 2,9). Święty Paweł w Liście do Rzymian zwraca uwagę na to, że człowiek nie może osiągnąć usprawiedliwienia poprzez przestrzeganie Prawa, bo nie jest w stanie wypełnić wszystkich przepisów Prawa. Św. Jakub niejako dodaje, że jeżeli człowiek przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie. Natomiast my podlegamy Prawu wolności, które jest bardziej wymagające i według niego będziemy sądzeni, a będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem. To Prawo wolności, to prawo miłości, o którym Pan Jezus nieustannie mówił i domagał się zrozumienia dla niego. I tak w kontekście sporu o szabat, kiedy uczniowie właśnie w szabat zrywali i łuskali kłosy wczesnego zboża, a faryzeusze ich ganili za to, Pan Jezus powiedział: Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych (Mt 12,7), przywołując w tym momencie znane im słowa proroka Ozeasza.

Prawo wolności, czyli prawo miłości, jest prawem, które przekracza wszelkie ludzkie względy i układy, jest prawem czynienia miłosierdzia w wolności ducha niezależnie od osoby. Obowiązuje ono nas nawet wobec nieprzyjaciela. Ważne jest to, że nie koncentruje się ono na tym, co wolno, a czego nie wolno i ponadto odkąd wolno, a odkąd nie, ale jest prawem miłości wzywającej do miłości i to na wzór samego Chrystusa, który umiłował nas do końca, aż do oddania życia za nas i to nas, gdy byliśmy jeszcze grzeszni. Jest prawo sumienia, wewnętrznego głosu Boga w nas. Prawo, które odkrywamy, gdy się wsłuchamy w głos sumienia. Prawo pozytywne, a nie formalno-jurydyczne. I właśnie według tego prawa, według wezwania sumienia będziemy sądzeni w dniu ostatecznym.

Nie zamykajmy się w pustej deklaracji

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę na podstawie moich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą (Jk 2,14–19).

Święty Jakub na konkretnym przykładzie pokazał konieczność praktycznego okazywania miłości czynem. Nie jest to sprzeczne z nauką św. Pawła, który podkreśla konieczność łaski dla zbawienia. Nie zdobywamy zbawienia poprzez wypełnianie przepisów Prawa, przez co moglibyśmy sobie przypisywać zasługi, ale osiągamy je przez łaskę darmo otrzymaną od Boga przez wiarę. Święty Jakub w tym tekście polemizuje z zamknięciem się w samym przeżywaniu wiary, deklarowaniu wiary, ale bez wprowadzenia jej w czyn. Św. Pawłowi nie chodziło o to, żeby jedynie zawierzyć i nic nie robić, ale podkreślił jedynie, że zbawienie nam się nie należy, lecz jest czystym darem, podobnie jak darem jest nasze życie. Łaska wymaga, byśmy z nią współpracowali. Ona sama bez naszego zaangażowania nas nie zbawi. Jakub zwraca uwagę właśnie na to zaangażowanie, na wiarę czynną. Nasza wiara jest wiarą w Słowo Wcielone. Ma to dwa znaczenia: z jednej strony oznacza, że odwieczny Logos stał się ciałem, stał się człowiekiem, a z drugiej, że słowo, treść wiary, musi się wyrazić konkretnym czynem, musi stać się „ciałem” w naszym życiu. Wiara w oparciu o słowo, o przekaz, jest o tyle wiarą, o ile wprowadzamy ją w życie. I o ten wymiar wiary chodzi św. Jakubowi. Mówienie: „idź i najedz się” bez podania temu człowiekowi czegoś do zjedzenia, jest rodzajem farsy. Miłosierny Samarytanin nie tylko się wzruszył głęboko losem pobitego, ale udzielił mu konkretnej pomocy. Miłość i miłosierdzie, jakich Pan Jezus od nas oczekuje, musi mieć konkretny wymiar, a nie zamykać się w pustej deklaracji.

Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą. To stwierdzenie pokazuje, że jeżeli nawet ktoś wierzy w istnienie Boga, to z takiej wiary jeszcze nic nie wynika. Z Ewangelii pamiętamy, że to właśnie złe duchy pierwsze rozpoznawały, że Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem, posłańcem od Boga. Wiem, kto jesteś: Święty Boga (Mk 1,24) – tak złe duchy mówiły o Nim. On kazał im jednak zamilknąć. Złe duchy doskonale Go rozpoznawały, jednak to nie prowadziło u nich do przemiany serca. W Piśmie Świętym wiara oznacza zawierzenie, czyli żywą relacją osobową. To z kolei pociąga za sobą potrzebę wyrażenia jej czynem. Kiedyś na katechezie w szkole uczono, że „wiara jest przyjęciem za prawdę tego, co Bóg objawił, a Kościół daje do wierzenia jako objawione przez Boga”. Wiara jako „przyjęcie za prawdę” jest czynnością intelektualną. Kojarzy się zasadniczo z wiedzą, której jest zastępnikiem, gdyż pojawia się tam, gdzie wiedzy nie ma. Zdanie zacytowane z Listu św. Jakuba pokazuje, że z tak pojętej wiary nic nie wynika, bo tak wierzą również złe duchy, które nie przemieniają się i nie stają się uczniami Chrystusa ani nie stają się dobrymi. Taka wiara nie prowadzi do zbawienia.

W Biblii człowiek myśli sercem, a nie głową

Chcesz zaś zrozumieć, nierozumny człowieku, że wiara bez uczynków jest bezowocna? Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym? Widzisz, że wiara współdziałała z jego uczynkami i przez uczynki stała się doskonała. I tak wypełniło się Pismo, które mówi: Uwierzył przeto Abraham Bogu i policzono mu to za sprawiedliwość, i został nazwany przyjacielem Boga. Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary. Podobnie też nierządnica Rachab, która przyjęła wysłanników i inną drogą odprawiła ich, czy nie dostąpiła usprawiedliwienia na podstawie swoich uczynków? Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków (Jk 2,20–26)

Jesteśmy przyzwyczajeni do przyjmowania, że rozumienie oznacza racjonalne ujęcie przyczyn i skutków, przy czym sam rozum widzimy w mózgu. Ten rodzaj rozumienia ma charakter abstrakcyjny, oderwany od przeżywania i woli. Samo rozumienie nie prowadzi do działania, ale wymaga decyzji woli. Natomiast w Biblii człowiek myśli sercem, a nie głową. Takie myślenie posiada wymiar egzystencjalny. Zawiera ono w sobie od razu wybór, zdecydowanie i pójście, dlatego samo rozumienie nie może być obojętne na to, co się dzieje. Ono musi się przerodzić w działanie, tak jak u owego miłosiernego Samarytanina. Jeżeli mówimy o wierze jako zawierzeniu, to mówimy o tym, co dzieje się w sercu, a nie jedynie na poziomie intelektualnym.

Można na poziomie racjonalnym być nie tylko wierzącym, ale nawet obrońcą wiary i to bardzo zdecydowanym, można być nawet bojownikami za wiarę, jak to deklarują np. terroryści islamscy, a w istocie być sługami Szatana, co w przypadku terrorystów widać gołym okiem. Samo mniemanie, że się jest głosicielami Boga, o niczym nie świadczy. Wiara to nie ideologia. Wiara prawdziwa wyraża się życiem zgodnym z tym, co głosi. Musi wyrażać się miłosierdziem, łagodnością, budowaniem pokoju, a nie działaniem z gniewem, wyrażająca się językiem pełnym nienawiści. Nie może to być wiara, która jest ideologicznym przeżywaniem religii. To, co widać wyraźnie w przypadku islamskich terrorystów, dotyczy także wielu chrześcijan, którzy także przeżywają wiarę ideologicznie. Wyraża się to ostrymi sporami, dyskredytowaniem innych i nienawiścią żywioną w sercu. Nie ma to nic wspólnego z Ewangelią i głoszoną w niej wiarą, która jest czynną miłością.


Fragment książki o. Włodzimierza Zatorskiego: „Lectio divina. Teoria i praktyka, czyli jak czytać Pismo Święte?”

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
 

***
Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Włodzimierz Zatorski OSB