Dwa scenariusze

Istnieją dwa scenariusze kulturowej i światopoglądowej przyszłości Polski. Pierwszemu można nadać tytuł: szybka dechrystianizacja. Drugiemu: stopniowa polaryzacja. Drugi scenariusz, choć rzadziej artykułowany, jest bardziej prawdopodobny.

Według pierwszego scenariusza (by użyć słów Tomasza Terlikowskiego) „już za kilka, najdalej kilkanaście lat nastąpi koniec Kościoła [takiego], jaki znamy”. Kościół przestanie być masowy, zmieni się jego struktura (wymuszona m.in. spadkiem powołań), a jego kulturowe i społeczne oddziaływanie będzie nikłe. Polskie społeczeństwo upodobni się pod względem światopoglądowym i obyczajowym do społeczeństwa Europy Zachodniej. Tradycyjna etyka stanie się reliktem, a potrzeby religijne (o ile nie wygasną) będą zaspakajane w małych wspólnotach lub w internetowych klubach indywidualistycznej duchowości.

Na wysokie prawdopodobieństwo realizacji powyższego scenariusza wskazują przemiany kulturowe, które w XXI wieku już dokonały się w naszym kraju. Wystarczy porównać dwie symboliczne daty: 2 IV 2005 oraz 22 X 2020. Pierwsza oznacza śmierć Jana Pawła II, która wywołała ostatnią w naszej historii kilkutygodniową masową manifestację przywiązania do Kościoła. Druga oznacza orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które wywołało pierwszą w naszej historii kilkutygodniową masową manifestację kontestacji nauczania Kościoła. I choć konteksty obu manifestacji są złożone, jedno jest pewne: jak w 2005 roku mało kto deklarował swą awersję do Kościoła, tak w 2020 roku jej deklarowanie stało się modą. A te same twarze, które w słynnej telewizji w 2005 roku płakały po Janie Pawle II, w 2020 roku kibicowały tym, którzy – nolens volens – walczyli z jego dziedzictwem. Co więcej, trudno pomyśleć, by obyczajowa rewolta (w stylu 2020) mogła zdarzyć się w 2005 roku, a konserwatywna kontrrewolucja (w stylu 2005) – dziś. Skoro zaś te kilkanaście lat tak bardzo zmieniły Polskę, następne kilkanaście lat mogą zmienić ją radykalnie.

Czytaj też: Dlaczego ludzie przestają być religijni?

Powyższy scenariusz – scenariusz radykalnej zmiany lub szybkiej dechrystianizacji – nie uwzględnia jednak jednego czynnika. Tym czynnikiem jest przede wszystkim demografia. Siłą napędową wydarzeń z 2005 roku byli ludzie, którzy dziś mają około 40 lat. A przed nimi, zważywszy na statystyczny wzrost długości życia, jeszcze jakieś 40 lat aktywności w wymiarze doczesnym. Wątpię, że istotna większość z nich zmieni w tym wieku swój światopogląd i swoje przyzwyczajenia kulturowe. Wątpię też w to, że wszystkie ich dzieci ulegną dechrystianizacji. W rodzinach, w których istnieje realny przekaz wiary, przynajmniej część dzieci ją zachowa. Pamiętajmy też, że w polskim Kościele wciąż funkcjonują względnie liczne wspólnoty formacyjne. Stanowią one potencjał, który powinien procentować w przyszłości.

Oczywiście, wymienione tu czynniki wymagają dokładniejszych analiz, uwzględniających liczby i rozmaite konteksty. Jednak już same fakty widoczne gołym okiem prowadzą do przekonania, że scenariusz szybkiej dechrystianizacji jest pochopny. Jeśli ona nastąpi, to nie w ciągu kilku lub kilkunastu lat, lecz w ciągu kilkudziesięciu lat. W tym czasie Polska będzie się stopniowo dzieliła na dwa, coraz wyrazistsze, obozy światopoglądowe. Pierwszy z nich to obóz religijny i (mniej lub bardziej) kulturowo tradycyjny. Drugi obóz to obóz niereligijny (antyreligijny lub obojętny religijnie) i kulturowo progresywny. Pierwszy będzie domeną starszych, a drugi młodszych.

Wiele wskazuje na to, że pierwszy obóz będzie się stopniowo zmniejszał, a drugi – zwiększał. Nie należy jednak przeceniać możliwości obozu drugiego. Przypuszczam, że będzie on niespójny i (zważywszy choćby na niechęć jego członków do tradycyjnej etyki seksualnej) nisko reprodukowalny. Jak się ostatecznie ułożą proporcje między obu obozami? – trudno dziś wyrokować. Niewykluczone, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat pojawią się czynniki, których obecnie nie bierzemy pod uwagę. A może nastąpi, jak to w kulturze bywa, powszechne odrodzenie religijne?

Na koniec uwaga natury ogólniejszej. Prognozując przyszłość, należy brać pod uwagę nie tylko czynniki, na które nie mamy wpływu. Musimy również pamiętać, że my także jesteśmy aktorami Historii. To także od nas zależy, jakie będą nasze rodziny, nasze wspólnoty, nasz Kościół, nasz kraj. Musimy zastanowić się, jak być bardziej chrześcijanami w obecnych czasach i podjąć wysiłek, by się nimi rzeczywiście stawać, ewangelicznie przemieniając nasze otoczenie. Co więcej, jako chrześcijanie powinniśmy bardziej wsłuchiwać się w natchnienie Ducha Świętego niż w głos Kasandry.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak