Jeszcze anieli w niebie krzyczeli: „Bóg się rodzi!”, a na ziemi gasło kolejne życie. Kuba odchodził.
Robert widział las rąk wzniesionych do nieba jak w szturmie modlitewnym. Słyszał szum liści albo jakby cichy szept, który niósł się po świecie. Wiele, wiele modlitw płynęło do Boga. Nie rozumiał, co to znaczy. Na kilka dni przed Wigilią poczuł w sercu delikatne ukłucie, lęk dotknął jego duszy. Nie odczytał wtedy, że to o Kubę może chodzić, jego dwunastoletniego syna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Widera-Podsiadło