– Nagrywani politycy należą do drugiego rzędu w hierarchii. Jaruzelski, Kania i Gomułka byli piętro wyżej i ich głosów na tych taśmach nie ma – mówi Tomasz Wolski, reżyser „1970”.
Edward Kabiesz: O wydarzeniach Grudnia 1970 roku powstało już wiele filmów. W dokumencie „1970” odwraca Pan perspektywę, z jakiej obserwujemy wydarzenia.
Tomasz Wolski: Rzeczywiście, filmów przedstawiających perspektywę ofiar stworzono sporo. Zarówno dokumentalnych, jak i reportaży. Mnie jednak niezwykle zainteresowało to, że możemy dotknąć przestrzeni, która jest niedostępna, mamy szansę wejść do gabinetów ówczesnych polityków, przyjrzeć się ich reakcjom i czytać pomiędzy wierszami ich emocje związane z tymi zdarzeniami. Mam poczucie, że jako dokumentaliści, filmowcy musimy proponować coś nowego. Poza tym jeżeli mówimy o komunistycznych notablach, szczególnie tych bezsprzecznie odpowiedzialnych za tragiczne wydarzenia, to najczęściej rysuje się ich w czarno-białych barwach. Oczywiście są odpowiedzialni za decyzje, których skutkiem była śmierć czy cierpienia uczestników protestu, ale w ich rozmowach można wyczuć strach, niepewność, zwątpienie. I to wydawało mi się ciekawe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz