Zjawiska w architekturze i urbanistyce II Rzeczypospolitej to bardzo wyraźny, jednocześnie odrębny rozdział w dziejach polskiej architektury. Odmienny od tego, co działo się wcześniej i potem.
Pierwsze dekady XX wieku były czasem fermentu twórczego w sztuce i architekturze. Przełamany zostaje dyktat tzw. sztuki przedstawiającej. Po zaborach w Polsce tworzy się przy tym nowa sytuacja polityczna i kulturalna. – W powszechnym przekonaniu lata międzywojenne to w architekturze czas modernizmu. I faktycznie ten nowoczesny kierunek odcisnął mocne piętno na formach realizowanych w tym czasie budynków, w rzeczywistości jednak krótki okres 1919–1939 określiłbym jako bardzo różnorodny, wiążący się z nowymi zjawiskami w polskiej architekturze – uważa dr hab. Michał Pszczółkowski, naukowiec, znawca architektury, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Podtrzymać nić tradycji
Na podstawie kilku charakterystycznych przykładów można tę różnorodność zobrazować. W pierwszych latach okresu międzywojennego pojawiło się wiele potrzeb związanych z budową kraju w pewnym sensie od nowa. Wśród nich była potrzeba odpowiedniego wizualizowania siedzib władzy. – Musiały być to obiekty o odpowiedniej reprezentacyjności, monumentalne, a jednocześnie kojarzące się z polskością – opisuje dr hab. M. Pszczółkowski. Autor licznych publikacji w zakresie historii architektury i ochrony zabytków przyznaje, że po latach zaborów zostało wiele gmachów publicznych, które można było wykorzystać po opuszczeniu przez administrację zaborczą, jednak ich formy były narzędziem jednoznacznie kojarzonej transkulturacji – germanizacji i rusyfikacji. – W zaborze pruskim takie obiekty projektowano najczęściej w stylu neogotyckim, by kojarzyły się z czasami średniowiecza i zakonem krzyżackim „niosącym kulturę niemiecką na Wschód”. W ten sposób Niemcy podkreślali swoje przekonanie o odwiecznej przynależności tych terenów do kręgu kultury niemieckiej – opowiada M. Pszczółkowski. Z kolei w zaborze rosyjskim posługiwano się tzw. stylem bizantyjsko-rosyjskim, używanym przy projektowaniu budynków cerkwi prawosławnych. W przypadku gmachów publicznych wykorzystywano uproszczone formy tej stylistyki, w wersji tzw. stylu ceglanego. – Zarówno jedna, jak i druga konwencja nie wchodziła w grę przy projektowaniu nowych gmachów II Rzeczypospolitej – stwierdza ekspert.
Jakie więc formy były stosowane? Polscy architekci uważali, że należy podjąć „zerwaną nić tradycji” i dążąc do stworzenia polskiej formy w architekturze, odwoływać się do czasów przedrozbiorowych – polskiego klasycyzmu, tzw. stylu stanisławowskiego, ale także do klasyki zachodnioeuropejskiej, czyli antyku i włoskiego renesansu. – Popatrzmy na gmach Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, wybudowany na podstawie projektu Sławomira Odrzywolskiego i Wacława Krzyżanowskiego z 1925 roku. Mamy tu do czynienia ze ściśle klasyczną kompozycją fasady, według zasad tzw. trójpodziału poziomego i pionowego. Cała fasada została podzielona na trzy części w pionie i w poziomie. W ten sposób tworzyli architekturę klasycy. Część centralna jest zawsze wyróżniona – w tym przypadku w postaci ryzalitu z czterema monumentalnymi kolumnami w porządku jońskim. Kolumny przechodzą przez całą wysokość budynku. To tzw. wielki porządek, stosowany wówczas, kiedy chciano podkreślić monumentalizm i powagę gmachu – tłumaczy M. Pszczółkowski.
Klasycznie, ale już inaczej
Gmach AGH w Krakowie jest wczesnym przykładem architektury międzywojennej. W kolejnych latach natomiast coraz bardziej dawała o sobie znać potrzeba modernizacji klasycznych form. Budynki miały być wizytówką państwa nowoczesnego, choć o chlubnych tradycjach. W przypadku gmachów będących siedzibami władz stosowano więc w dalszym ciągu podstawowe zasady klasyki, ale upraszczano podziały. Zamiast kolumn budowano raczej proste filary. Zwracano też uwagę na wykorzystanie nowoczesnych materiałów i konstrukcji. – W ten sposób zaprojektowano m.in. gmachy rządowe w stolicy. Jeśli przyjrzymy się charakterystycznym przykładom, jak np. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Ministerstwo Komunikacji, ale także takim realizacjom jak Muzeum Narodowe czy Izba Przemysłowo-Handlowa, zauważymy ich odmienność w porównaniu z gmachem AGH. Ogólne zasady kompozycji pozostały wprawdzie niezmienione, widzimy jednak uproszczone podziały. Proste słupy bez kapiteli jońskich czy korynckich. Pojawiają się także charakterystyczne dla okresu międzywojennego materiały, do których należały tynki szlachetne czy okładziny z klinkieru – opisuje polski naukowiec.
Spektakularną realizacją tego okresu jest także gmach Sejmu Śląskiego w Katowicach, wybudowany w latach 1924–1929. Województwo śląskie miało status autonomicznego, stąd posiadało własny parlament. Na jego potrzeby wybudowano specjalny gmach, który miał stanowić wizytówkę województwa. Jego ogólny kształt przypomina zamek, zaprojektowany jednak z zastosowaniem form klasycznych. – Oryginalne rozwiązanie pojawia się w głowicach filarów, podkreślających główne wejście – na pierwszy rzut oka sprawiają one wrażenie klasycznych, w rzeczywistości jednak są to stylizowane orły śląskie – analizuje dr hab. Pszczółkowski.
Budynki pływają po ulicach
Pod koniec lat 20. do Polski dociera architektura funkcjonalistyczna – takim terminem określamy najbardziej awangardowy wariant modernizmu. Rezygnuje on z dekoracyjnych detali oraz klasycznych zasad kompozycji. – Funkcjonalizm w architekturze był tym, czym nowoczesna sztuka abstrakcyjna w malarstwie. Chodziło o swobodne, asymetryczne układy poszczególnych części budynku, wynikające z ich wzajemnego przenikania się, o estetykę faktur, zestawień kolorystycznych różnych materiałów, o efekt nowoczesności, związany z zastosowaniem na szeroką skalę szkła, żelbetu i stali – wyjaśnia historyk sztuki. Jego zdaniem trudno o lepszy przykład takiej architektury w skali nie tylko kraju, ale wręcz Europy, niż zabudowa Gdyni. Wznoszone całkowicie od nowa miasto i port miały stanowić wizytówkę Polski. Szczególnie obiekty z lat 30. reprezentują już modernizm w pełnej krasie. – Budynki te mają swoją specyfikę – reprezentują tzw. styl okrętowy, z tak charakterystycznymi cechami jak zaokrąglone narożniki, płaskie dachy z tarasami uformowanymi na wzór mostków kapitańskich czy okrągłe okienka, stylizowane na bulaje na statkach. Mówiono, że w Gdyni budynki pływają po ulicach. Ten efekt wynikał też z olśniewającej bieli ich elewacji. Partery natomiast były zwykle obłożone ciemniejszym materiałem, przez co bryły sprawiały wrażenie, jakby odrywały się od ziemi – mówi M. Pszczółkowski.
Katowicka perełka
Funkcjonalizm zdobył popularność w całym kraju. W tym stylu projektowano obiekty mieszkaniowe, szkoły, szpitale, a nawet kościoły. Powstawały także spektakularne gmachy użyteczności publicznej (do najciekawszych należało Muzeum Śląskie w Katowicach), pod względem formy stojące na przeciwnym biegunie niż gmach Sejmu Śląskiego. – Projektant tego obiektu, śląski architekt Karol Schauer, zerwał tu całkowicie z dotychczasową tradycją architektury budynku muzealnego jako „świątyni sztuki” na rzecz nowoczesnej kompozycji, złożonej z przenikających się prostopadłościanów o różnej wysokości. Na gruncie polskiego muzealnictwa stało się to absolutną nowością – tłumaczy profesor gdańskiej ASP i Uniwersytetu Zielonogórskiego. Jak wyjaśnia, zastosowana tu konstrukcja szkieletowa pozwoliła na wprowadzenie szerokiej palety form funkcjonalistycznych: wolny parter na słupach, pasmowe okna w bocznych elewacjach oraz przeszklenia, zastosowane w szerokim zakresie.
Nowości pojawiły się także w rozwiązaniu wnętrz. – Ruchome schody włączane za pomocą komórek fotoelektrycznych, centralne ogrzewanie równomiernie ogrzewające pomieszczenia, transportery taśmowe kierujące garderobę ze strefy wejścia do wyjścia, klimatyzacja nadciśnieniowa (wytwarzająca w pomieszczeniach większe ciśnienie od atmosferycznego), uniemożliwiająca przedostawanie się do wnętrza pyłów (istotne w warunkach śląskich) czy wreszcie fotoelektryczny system przeciwpożarowy i przeciwwłamaniowy – wymienia M. Pszczółkowski. W 1944 roku budynek Muzeum Śląskiego – jako pomnik „pychy polsko-żydowskiej” – hitlerowcy kazali rozebrać. Do dziś zachowało się tylko jedno z tylnych skrzydeł mieszkalnych.
Architektura II RP opierała się na kilku często odmiennych nurtach. Odzwierciedlała proces rozwoju i ewolucji, jaki Polska przechodziła w dwudziestoleciu międzywojennym. Od okresu dość zachowawczego, z dominacją form historycznych, przez „romantyzm fabryki” po różne modernizmy: monumentalizm zabarwiony politycznie, ekspresyjność i funkcjonalność. •
Maciej Rajfur