Nigdy nie zapomnę 105-letniej pani Marii, do której co miesiąc przychodziłem z Panem Jezusem. Jej życie przebiegało między łóżkiem a fotelem. Nie mogła chodzić, nie potrafiła już wyraźnie wymawiać słów, ale radość, jaką pani Maria miała w sobie, którą obdarzała mnie za każdym razem, gdy się u niej pojawiałem, była niezmierzona.
Jej oczy były pogodne i uśmiechnięte, jej słowa ogrzewały, choć trudno było wyłapać ich znaczenie. Tą radością obdzielała wszystkich. Pomyślałem, że należałoby do pani Marii przyprowadzać tabuny młodych malkontentów i złośników, by zarazili się jej radością. Wielu jest dzisiaj ekspertów od kpiny i szyderstwa, wielu odbiorców tandetnych kabaretów, lecz niewielu takich, którzy potrafią się cieszyć jak pani Maria.
Moda na narzekanie, biadolenie i czarnowidztwo przenika także nasze katolickie teksty i rozmowy. Większość diagnoz, prognoz, sprawozdań, raportów o Kościele i stanie ducha chrześcijańskiego nie nastraja optymizmem. Agencja Fides podała w październiku, że na świecie w ciągu ostatniego roku przybyło 15 mln katolików. Większość w Azji i Afryce. Czyż Jan Paweł II nie zapowiadał, że trzecie tysiąclecie będzie należeć do Azji? Czyż Benedykt XVI nie nazywał Afryki „żywym płucem Kościoła”? Otwieram najnowszą książkę Michela Houellebecqa, piewcy postmodernistycznej degrengolady, i czytam: „Niedawno można było odnieść wrażenie, że nastąpiło przebudzenie katolicyzmu, co jest absolutnie zdumiewające, gdyż katolicyzm wyglądał już na bliski zgonu”. Francuski pisarz pozostał pod wyraźnym wrażeniem młodych katolików, którzy w obronie pojmowanego po chrześcijańsku małżeństwa i rodziny pozwolili się spałować i sponiewierać policji na ulicach wielu miast. Kardynał Willem Eijk, prymas Holandii, opowiada o odradzających się wspólnotach młodych ludzi, którzy odzyskują miłość do Najświętszego Sakramentu, comiesięcznej spowiedzi i Matki Bożej.
Czyż nie nadeszła odpowiednia chwila, by ruszyć w drogę ku źródłom prawdziwej chrześcijańskiej radości? Wynika ona z wiary na wzór Abrahama: „Abraham rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień – ujrzał i ucieszył się” (J 8,56). Jest skutkiem poddawania się wyzwalającej mocy Boga: „Wtedy usta nasze były pełne śmiechu, a język wołał pełen radości” (Ps 126,2). Po przejściu Morza Czerwonego Miriam tańczyła z bębenkiem w ręku, po zakończeniu obrzędów paschalnych chasydzi pląsają jak dzieci, zaś św. Teresa z Ávili lubiła powtarzać: „Jak post to post, a jak przepiórki to przepiórki”. I wychwalała Boga, tańcząc flamenco. Na czym polega sekret Jezusowej radości? To radość noszonej w sercu Dobrej Nowiny: Bóg cię kocha! Radość odpuszczonych grzechów, radość pojednania, radość przekroczenia w sobie granic niemożności przy świadomości, że to łaska.
Nietzsche narzekał: „Jeśli ci ludzie zostali uratowani, powinni bardziej to po sobie pokazywać”. Tymczasem oczy księdza Dolindo zawsze były radosne i zawsze łagodne. Gdy pytam mieszkańców Neapolu, jaki był, słyszę: buono – dobry. Przyciągał wielu radością i łagodnością duszy. Ciekawe, że te dwie cechy lubią występować parami. •
ks. Robert Skrzypczak