Wasze świadectwa są jak „zwierciadło” dla nas, wspólnot chrześcijańskich - mówił papież Franciszek podczas ekumenicznej modlitwy z migrantami w kościele Świętego Krzyża w Nikozji. Zapewnił, że poprzez ich marzenia i trudności życia, Pan Bóg przemawia do całego Kościoła.
Ojca Świętego powitał łaciński patriarcha Jerozolimy, którego jurysdykcji podlega Cypr, abp Pierbattista Pizzaballa. Zauważył, że po radosnych i ciepłych spotkaniach papieża ze miejscową wspólnotą katolicką i prawosławnymi „było słuszne i potrzebne, przed zakończeniem tej pielgrzymki, skierować spojrzenie również na bolesną i trudną rzeczywistość wyspy, symbolicznie ukazującą dramaty, którymi żyje na co dzień rejon Morza Śródziemnego”. Są to „przede wszystkim tysiące rodzin uchodźców i migrantów, pochodzących z różnych części świata, głównie z umęczonego Bliskiego Wschodu, z którym sąsiaduje nasze wyspa”. Przypomniał, że to właśnie „Cypr jako pierwsza wyspa śródziemnomorska doświadczył dramatu tysięcy migrantów, uciekających przed wojną i biedą, którzy tu się zatrzymali, nie mając dróg wyjścia ani jasnych perspektyw na przyszłość”.
Jest to rzeczywistość, o której się nie mówi, a niekiedy, w chwilach najbardziej dramatycznych, wręcz ukrywa się przed większością ludności. Ale choć chce się o niej milczeć, sprawa ta rzuca się w oczy każdemu, kto jest czuły na to, co się dzieje wokół niego. Chodzi bowiem o tysiące osób, „które nie mogą pozostawać niewidzialne” – dodał hierarcha.
W tym kontekście zaznaczył, że „dramat tych ludzi przypomina nam, że zjawisko migracji nie ma wymiaru lokalnego, nie dotyczy oddzielnie Cypru, Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej, Grecji, Turcji, Włoch czy Polski, ale ma zasięg globalny, występuje wszędzie, wymaga odpowiedzi globalnych a wspólnota międzynarodowa musi na nie odpowiedzieć”. Arcybiskup podkreślił, że „historia uczy nas, iż wznoszenie zapór nigdy nie jest rozwiązaniem, ponieważ pokazują one strach i usuwają wszelkie plany na przyszłość, świadczą o naszym braku wizji”. A jej właśnie ogromnie potrzebujemy tu i na całym świecie – stwierdził łaciński patriarcha Jerozolimy.
Zwrócił uwagę, że także kraje „pierwszego świata” nie mogą nie wiedzieć, że ich przyszłość zależy od odpowiedzi na ten wielki problem. Jego zdaniem przyszłość Europy rozstrzyga się nad Morzem Śródziemnym, gdzie przechodzą nie tylko źródła energii i bogactw, ale także osoby i narody, z którymi trzeba się zmierzyć i bez czego nie będzie ani rozwoju, ani przyszłości.
Za papieżem arcybiskup powtórzył, że „nasze wzorce społeczne, gospodarcze i rozwojowe wymagają przemyślenia”. Tworzą one bogactwo dla niektórych i ubóstwo dla wielu, coraz większe zanieczyszczenie i wielotysięczne, a może wielomilionowe rzesze migrantów, za którymi stoją ogromne dramaty rodzinne i osobiste, o których się nie wie, ale które głęboko naznaczają ich życie.
Kościół nie jest w stanie wpłynąć na te wielkie procesy, ale może być głosem tych osób, nadać im twarz i imię – zaznaczył abp Pizzaballa. Podkreślił, że „naszą misją jest przywrócenie godności i tożsamości tym ludziom, których być może wielu wolałoby nie widzieć, ale którzy istnieją, są rzeczywistością i czekają na naszą odpowiedź”.
Podziękował wszystkim wolontariuszom, świeckim i zakonnym, Cypryjczykom i pochodzącym z różnych części świata, „którzy trudzą się, aby przyjąć i wesprzeć migrantów, jacy tu przybywają i którzy dzięki nim znajdują tu przyjęcie i oparcie”. Podziękował też Ojcu Świętemu za jego obecność oraz za jego słowa i świadectwo.
Następnie wysłuchano świadectw: przedstawicielki Caritas Cypr i czworga młodych migrantów.
Pełniąc naszą misję mamy świadomość, że każda osoba jest jedyna i zasługuje na uwagę. Praca, którą wykonujemy, jest nieraz męcząca, ale daje nam natchnienie i pomaga nam snuć wielkie marzenia – powiedziała Elisabeth Chrysanthou, członkini Biura Caritas Cypru.
Przywołała słowa z Pisma Świętego, aby dawać innym, a wszystko będzie wam dane, podkreślając, że Caritas kieruje się nimi w swej codziennej działalności i „z tego, co siejemy, zbieramy obfite żniwo”. Ludzie często dziękują organizacji za to, co ona robi, ale „to my jesteśmy wdzięczni, gdy widzimy, że ktoś smutny odnajduje radość, ktoś, kto się zagubił, znajduje na powrót życie, niewierzący wraca do modlitwy, aby pocieszyć inna osobę”.
Od początku jego powstania misja Caritas Cypru jest taka sama, jak całego stowarzyszenia Caritas Internationalis, którego jest członkiem, a zatem troska o osoby potrzebujące, chronienie najsłabszych i bycie głosem tych, których w przeciwnym wypadku nikt by nie usłyszał – powiedziała działaczka charytatywna.
Zaznaczyła, że na Cypr, leżący na skrzyżowaniu kontynentów i kultur, uciekło przed kryzysem u siebie wiele osób z Libanu, Bliskiego Wschodu i z dalszych regionów, szukając tu lepszego życia, nadziei i bezpieczeństwa. Inni wyruszyli w drogę, myśląc o nauce lub pracy, a stali się ofiarami handlu ludźmi lub wykorzystywania, wielu doświadczyło przemocy, poniżenia i utracili wszystko, byli torturowani, zniewoleni i porzuceni. A przy tym jak wszyscy inni, oni także stanęli w obliczu pandemii z dala od domu, bez żadnego poczucia pewności i zmarginalizowani.
Chrysanthou zauważyła, że Cypr przyjmuje obecnie więcej próśb o azyl niż jakikolwiek inny kraj Unii Europejskiej i tutejsza Caritas stara się odpowiedzieć na te wyzwania i troszczyć się o tych ludzi. W dużym stopniu dzięki współpracy z Catholic Relief Service i z innymi organizacjami, Kościołami, wspólnotami i pojedynczymi osobami „mogliśmy utrzymać otwarte nasze drzwi przez cały czas pandemii i pomóc ponad 10 tysiącom ludzi na całej wyspie” – powiedziała przedstawicielka miejscowej Caritas.
„Pełniąc swoją misję mamy świadomość, że każda osoba jest jedyna i zasługuje na uwagę. Praca, którą wykonujemy, jest nieraz męcząca, ale daje nam natchnienie i pomaga nam snuć wielkie marzenia. Marzymy, abyśmy mogli zrobić jeszcze więcej, dotrzeć do większej liczby osób, abyśmy mogli przemienić jeszcze więcej wspólnot i że jeszcze więcej z nas włączy się w życie innych” – oświadczyła Chrysanthou.
Pierwsza mówczyni spośród migrantów – z Bliskiego Wschodu – przyznała, że jako osoba przybyła z daleka, nieraz pytała samą siebie: „Kim jestem i dlaczego jestem”, i to nie po to, aby ranić, ale nasuwało się to raczej jako policzek: „Kim jesteście? Dlaczego jesteście tutaj? Jaki jest wasz status? Czy myślisz o pozostaniu tutaj? Dokąd pójdziesz?”. „Codziennie muszę zmniejszać to wszystko, czym mogłabym lub chciałabym być, do jednego kwadracika formularza” – mówiła dalej migrantka. Zaznaczyła, że „nie może już używać jednego lub dwóch słów, aby wyjaśnić, kim jest tym nielicznym, którzy mogliby zapytać lub dowiedzieć się, że ja tu jestem”. Normalnie musi „wybierać między takimi słowami jak „ksenos” – cudzoziemiec, ofiara, prosząca o azyl, uchodźca, migrantka, inna, a w rzeczywistości chciałabym krzyczeć: osoba, brat, przyjaciel, wierzący, bliźni”. „Nie da się zaprzeczyć, że podobnie jak my wszyscy poruszamy się, pytając się o to, kim jesteśmy” – zakończyła swe świadectwo dziewczyna z Bliskiego Wschodu.
Drugi świadek – z Afryki – powiedział, że czuje się zraniony nienawiścią, której kiedyś doświadczył i której nie może zapomnieć. Ona zmieniła jego i „zmienia nas”. Przybiera ona różne odrażające formy. To nienawiść prowadzi istotę ludzką do sięgania po broń nie po to, aby kogoś zabić, ale aby połamać mu kości, podczas gdy inni patrzą na to z boku. To ona może popchnąć duszę człowieka do zamachu na życie ludzkie, spoglądając zimno w jego oczy. Może też być pozbawionymi uczuć rachubami, prowadzącymi do rozmieszczenia bomby antyludzkiej, mając świadomość, że zniszczy ona kogoś, kto nieświadomie na nią wejdzie. Mówca zaznaczył, że myśli nie tylko o niesprawiedliwości, która kaleczy, rani i zabija, ale też pogardzie i lekceważeniu, które wywołują pożary, niszczą lasy, zagrażają i ranią ziemię oraz zanieczyszczają wodę. „I w jakimś stopniu cierpię z powodu braku miłości, który sprawia, że czuję się gorszy od innych, niechciany, ciężarem” – powiedział przybysz z Afryki.
Jako trzeci zabrał głos migrant z Afryki Południowej, określając się jako ktoś w drodze. Wyznał, że musiał uciekać przed przemocą, bombami, nożami, głodem i cierpieniem. Musiał przemierzać zakurzone drogi, wepchnięty do samochodu, ukryty w bagażniku, wrzucony do przeciekających łodzi, upokorzony, wykorzystywany, zapomniany, odrzucony. „A jednak podróż ta prowadziła dokądś” – powiedział młody imigrant. Podkreślił, że codziennie podróżuje, gorąco pragnąc osiągnąć nowe przeznaczenie, bezpieczne i zdrowe miejsce, gdzie znajdzie wolność i możliwość wyboru, gdzie będzie mógł dać i otrzymać miłość, gdzie będzie mógł dumnie wyznawać swą wiarę i swe tradycje, dzieląc je z innymi.
Ostatnie świadectwo przedstawiła młoda kobieta. Wyznała, że jest pełna marzeń, w tym jedno wielkie – o świecie, w którym nikt nie będzie zmuszany do walki, bicia się, poddawania się, uciekania lub do płaczu (chyba że z radości). Marzy o świecie, w którym nikogo nie wyrzucą z jego łóżka w środku nocy, pozbawiając go ulubionych zabawek i wszystkiego innego, aby wyruszyć w drogę. „Marzę o pokoju światowym, o krajach, które nie walczą ze sobą i o ludziach z tego samego kraju, którzy nie ranią się wzajemnie” – mówiła dalej młoda migrantka. Dodała, że marzy też o pięknie, które budzi uśmiech na twarzy, o dzieciach z rodzicami, o zjednoczonych rodzinach, kwitnących kwiatach, płynącej wodzie i o głosach zjednoczonych w śpiewie. „Ale są też małe marzenia: o zapachu kuchni mojej babci, o zapachu pola po obfitym deszczu, szumu morza” – dodała.
Na zakończenie jeszcze raz zabrała głos pierwsza mówczyni z Bliskiego Wschodu, podkreślając: „Wszyscy jesteśmy podróżnymi, którzy walczą, aby iść codziennie naprzód z ufnością, szukając światła i ciepła. Wszyscy odbywamy podróż, którą łatwiej przemierzyć razem”.
W swoim przemówieniu papież odniósł się do usłyszanych świadectw. „Bóg przemawia do nas przez wasze marzenia. Wzywa także nas, abyśmy nie godzili się na świat podzielony, na podzielone wspólnoty chrześcijańskie, ale abyśmy szli przez historię urzeczeni marzeniem Boga: o ludzkości bez murów podziału, wolnej od wrogości, w której nie ma cudzoziemców, a jedynie współobywatele. Oczywiście różniący się i dumni z tych cech, które są dla nas charakterystyczne, a które są darem Bożym, ale zarazem będący pojednanymi współobywatelami” – powiedział Franciszek.
Przyznał, że świadectwa osobiście go wzruszyły. „Nie są to tylko emocje, ale coś znacznie większego: to wzruszenie, które pochodzi z piękna prawdy, podobne do tego, które towarzyszyło Jezusowi, gdy wołał: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom». Również ja wychwalam naszego Ojca niebieskiego, ponieważ to samo dzieje się właśnie dzisiaj, tutaj, jak również na całym świecie: Bóg objawia maluczkim swoje królestwo, królestwo miłości, sprawiedliwości i pokoju” – podkreślił papież.
Wymieniając inspiracje, płynące z wysłuchanych świadectw, Franciszek mówił nie tylko o potrzebie braterstwa, uzdrowienia ze „zranień nienawiścią”, ale też o konieczności nieustannego podążania drogą „od konfliktu do komunii”. „Podążając tą drogą, długą i pełną wzlotów i upadków, nie powinniśmy obawiać się różnic między nami, ale raczej naszych zamknięć i uprzedzeń, które uniemożliwiają nam prawdziwe spotkanie i wspólne wędrowanie. Zamknięcia i uprzedzenia odbudowują między nami ten mur oddzielenia, który zburzył Chrystus, mianowicie: wrogość. I tak nasza droga do pełnej jedności może się rozwijać, o ile wszyscy razem będziemy wpatrywać się w Niego, który jest naszym pokojem, który jest kamieniem węgielnym – zachęcał papież. – A On, Pan Jezus, wychodzi nam na spotkanie z obliczem brata zepchniętego na margines i odrzuconego. Z obliczem migranta pogardzanego, odrzuconego, zniewolonego. Ale także migranta, który jest w podróży ku czemuś, ku nadziei, ku bardziej ludzkiemu współistnieniu”.
Na zakończenie Franciszek wyraził nadzieję, że Cypr może stać się „laboratorium braterstwa”. Wyjaśnił, że może się to dokonać pod dwoma warunkami: pełnego uznania godności człowieka i ufnego otwarcia się na Pana Boga. „W tych warunkach możliwe jest przełożenie marzenia na codzienną podróż, na którą składają się konkretne kroki od konfliktu do komunii, od nienawiści do miłości. Jest to cierpliwe pielgrzymowanie, które dzień po dniu prowadzi nas do ziemi, którą Bóg dla nas przygotował, do ziemi, gdzie na pytanie: «Kim jesteś?», możesz odpowiedzieć otwarcie: «Jestem twoim bratem»” – podsumował Ojciec Święty.
W modlitwie ekumenicznej powierzano Bogu Kościoły chrześcijańskie obecne na Cyprze. Proszono Go o odwagę głoszenia Ewangelii pokoju w świecie. Za wstawiennictwem św. Barnaby, patrona wyspy, modlono się o to, by wszyscy jej mieszkańcy żyli w braterskiej zgodzie, a także by wizyta Franciszka umocniła ich w miłości i służbie Chrystusowi. Na zakończenie odmówiono „Ojcze nasz”, a Franciszek udzielił błogosławieństwa. Wychodząc z kościoła witał się z migrantami.
Jutro rano Ojciec Święty zakończy wizytę na Cyprze i z lotniska w Larnace odleci do Aten w Grecji.